Wywiad z panem Fryderykiem Wróblem działaczem społecznym i sportowcem.
GIG-ant: Mógłby pan przybliżyć nam w kilku zdaniach swoją osobę?
F.W.: Fryderyk Wróbel, niestety już 34 lat. Szczęśliwy mąż i ojciec - żona Józefina i ukochana córka Michalina. Obecnie mieszkam w Jarocinie, ale mam nadzieję, że już wkrótce wrócę do mojej rodzinnej miejscowości - Goliny. Ukończyłem na Uniwersytecie Szczecińskim studia magisterskie - kierunek prawo administracyjne. Osobiście natomiast bardziej cenię ukończenie „podyplomówki” na kierunku Menadżer Sportu w poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie wykładowcami były bardzo znane i niezwykle cenione osoby, związane z wielkopolskim sportem. Obecnie pracuję w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa – Biurze Kontroli na Miejscu w Poznaniu, gdzie zajmuję się sprawdzaniem prawidłowości wydatkowania dotacji unijnych przez rolników oraz firmy i przedsiębiorstwa, działające na terenach wiejskich. W przeszłości byłem sędzią koszykówki oraz przez blisko cztery lata piłki nożnej, gdzie udało mi się być asystentem nawet na poziomie IV ligi (obecnej III ligi). Amatorsko jeżdżę na rowerze i jak tylko czas mi na to pozwala, startuję w imprezach, organizowanych w ramach Pucharu Polski w Maratonach Szosowych. Zdarzyło mi się również uczestniczyć w kilkudniowej charytatywnej wyprawie rowerowej do miasta partnerskiego Jarocina – Schluchtern, podczas której w ciągu pięciu dni udało się przejechać ponad 800 km. Oczywiście uwielbiam oglądać sport - czy to w telewizorze, ale zdecydowanie bardziej na żywo, szczególnie kolarstwo, gdzie razem z gronem przyjaciół staramy się kibicować pochodzącemu z Jarocina - Maciejowi Paterskiemu. Współpracuję również z lokalnymi mediami, w przeszłości przez trzy miesiące zdarzyło mi się nawet pracować na stałe w redakcji „Faktów Jarocińskich”.
GIG-ant: Jest Pan niezwykle zabieganym człowiekiem, bo oprócz pracy zawodowej, pełni Pan wiele funkcji społecznych. Proszę wymienić wszystkie swoje społeczne funkcje.
F.W.: Od 2006 roku do dnia dzisiejszego mam zaszczyt być prezesem najlepszego klubu sportowego w powiecie jarocińskim, jakim jest Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy Białe Tygrysy PWiK Jarocin. W lutym 2013 zostałem również, dzięki poparciu delegatów 15 z 16 klubów taekwondo z całej Wielkopolski, prezesem Wielkopolskiego Związku Taekwondo. Przez kilka miesięcy byłem także członkiem Komisji Dyscyplinarnej przy Polskim Związku Taekwondo Olimpijskiego, ale z tej funkcji oraz jeszcze kilku innych pełnionych w różnych organizacjach pozarządowych, czy politycznych zrezygnowałem, na rzecz Klubu i Związku. Wychodzę bowiem z założenia, że nie można robić czegoś z pełnym zaangażowaniem, jeżeli jest się prezesem czy członkiem zarządu kilkudziesięciu organizacji, bo i takie osoby znam.
GIG-ant: Co było powodem tego, że został pan prezesem klubu?
F.W.: Od 2005 moja żona, Józefina Nowaczyk-Wróbel prowadziła, w ramach sekcji UKS TKD Jedynka Jarocin, w sali sportowej Niepublicznego Gimnazjum w Golinie zajęcia taekwondo. W pewnym momencie zrozumieliśmy jednak, że chcemy funkcjonować troszkę w inny sposób i dzięki pomocy rodziców oraz kilku osób z Goliny powołaliśmy do życia Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy Białe Tygrysy, a jakby pochodną mojego zaangażowania była propozycja, abym objął funkcję prezesa. Mimo młodego wieku, który w perspektywy czasu wiem, że przeszkadza w pewnych kwestiach, podjąłem rękawicę i dzisiaj nie żałuję tej decyzji. Oczywiście w tym miejscu muszę wspomnieć, a zarazem podziękować przyjaciołom Klubu - rodzicom, sponsorom i innych osobom prywatny, które cały czas pomagają mi w pracy i niezależnie od pory dnia, a nawet nocy nigdy nie odmawiają pomocy.
GIG-ant: Ile czasu poświęca pan na pracę prezesa?
F.W.: Być może mało osób w to uwierzy, ale obecnie praktycznie codziennie poświęcam dwie - trzy godziny na rzecz pracy w Klubie czy Związku. Oczywiście w weekend tych godzin jest jeszcze więcej. Zdarzają się również okresy, takie jak w końcówce stycznia, że byłem zmuszony wziąć pięć dni urlopu wypoczynkowego w swojej firmie, aby rozliczyć wszystkie dotacje. Ale jeżeli człowiek robi to co lubi, a w dodatku traktuje tę działalność jako odskocznię od pracy zawodowej, to tych godzin nawet nie liczy.
GIG-ant: Czy łatwo jest pogodzić pracę zawodową z pracą na rzecz innych ludzi?
F.W.: Niestety, aby tak w 100 % zaangażować się w pracę społeczną, szczególnie w klubie, znajdującym na tak wysokim poziomie sportowym, musiałbym pracować zawodowo co najwyżej na pół etatu. Ale staram się tak gospodarować czasem poza pracą zawodową, aby zawsze starczyło mi go również na inną działalność.
GIG-ant: Czy ma pan z tego korzyści finansowe?
F.W.: Oczywiście na dzień dzisiejszy nawet bym nie pomyślał, aby mieć jakieś korzyści finansowe z tytułu pełnionych funkcji społecznych. Moim głównym i jedynym źródłem dochodu jest praca zawodowa i myślę, że ta sytuacja nie zmieni się w najbliższym czasie. Gdybym bowiem miał jakieś korzyści finansowe, to nie byłaby to już działalność społeczna, a zarobkowa.
GIG-ant: Jak widzi pan siebie za 10-15 lat?
F.W.: Nie jestem raczej z tych osób, które mają plan na życie i realizują go punkt po punkcie, często kosztem swoich bliskich, czy przyjaciół. Ja raczej wyznaczam sobie krótkoterminowe plany i próbuję je realizować. Sama przecież znasz mnie od kilku lat i wiesz, że ja raczej myślę o najbliższej imprezie, a to raczej trener Józefina patrzy bardzo daleko do przodu. Myślę, że jest to idealny układ, który czasami może prowadzić do wymiany zdań, czasami bardzo zażartej, ale dzięki temu udaje się nam z roku na rok iść pod względem sportowym, jak i organizacyjnym do przodu. Ale oczywiści jak każdy mam bardziej lub mniej realne marzenia, które mam nadzieję, że się spełnią.
GIG-ant: Czy mógłby pan wymienić plusy i minusy pana pracy społecznej?
F.W.: Może rozpocznę od minusów, bo tych jest zdecydowanie mniej. Na pewno jest to chroniczny brak czasu na życie prywatne. Ale do tego można się przyzwyczaić. Natomiast plusów takiej pracy jest wiele. Od zawsze uwielbiałem sport i świetnie się czuję w towarzystwie zawodników, trenerów czy działaczy sportowych. Poprzez działalność w klubie poznałem również wiele niezwykle ciekawych i znanych osób, z którymi pewnie nie działając w Klubie czy Związku, miałbym raczej bardzo ograniczony kontakt. Ale dla mnie najważniejsza jest możliwość współpracy z obecnymi, jak również byłymi zawodnikami. Cieszą mnie ich sukcesy, martwią porażki. Mam nadzieję, że większość z nich traktuje nas, czyli moją żonę Józefinę, jak i mnie, jako przyjaciół, którzy starają się pomóc wejść w trudne, dorosłe życie. Bo bardzo przyjemnie jest usiąść z byłymi już zawodnikami, powspominać stare czasy, widząc, że dają sobie świetnie radę w życiu prywatnym czy zawodowym. Świetną sprawą jest również możliwość pomagania w różnych sytuacjach zawodnikom czy też ich rodzicom. Gdy pomagamy drugiej osobie, najczęściej dobro wraca do nas ze zdwojoną siłą. Do końca życia pozostaną również wspomnienia z klubowych wyjazdów, czy to na zawody, czy też obozy. Pewnie również tobie na zawsze pozostanie w pamięci nocleg na praktycznie pustym lotnisku w Szwecji i udane lub mniej udane próby spania na grzejniku J
GIG-ant: Dziękuję za wywiad.
Patrycja Adamkiewicz
1343
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.