Rozmowa z Mesajah, który był gwiazdą X edycji Festiwalu Piosenki Młodzieżowej "Śpiewaj i walcz!" - Golina 2018. Na czym polega życie artysty? Co to jest popularność? Czy wokalista miewa chwile zwątpienia? O tym wszystkim i kilku innych rzeczach przeczytacie poniżej.
GIG-ant: Jakie emocje towarzyszyły panu podczas dzisiejszego koncertu?
Mesajah: Tak naprawdę to jest dobre pytanie. Często ludzie o to pytają, ale dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja, dlatego że w tym roku zacząłem koncertować z całkowicie innym składem. Mój zespół – Riddim Bandits – rozpadł się pod koniec roku 2017 i całą zimę tak naprawdę spędziliśmy - można powiedzieć - na składaniu, szukaniu nowych ludzi. Jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bo mam całkowicie inną energię od swoich muzyków, którzy są „nowi”. I nowe miejsce – Jarocin, bo nigdy tutaj nie byłem. Czasem takie eksperymentalne sytuacje dają bardzo wybuchową mieszankę i dzisiaj też tak było. Takie mam wrażenie.
GIG-ant: Czy łatwo jest panu godzić życie prywatne z karierą?
M.: Nie, to nie jest łatwa sprawa. Ja zacząłem robić muzykę, gdy miałem piętnaście lat i zawsze stanowiła ona bardzo znaczącą część mojego życia. W związku z tym, że Natural Dread Killaz, czyli mój pierwszy zespół, założyłem razem z moim bratem – to i życie prywatne, i życie zawodowe, że tak powiem, było połączone. Kiedy grasz około stu koncertów rocznie i trwa to już jakiś tam dłuższy okres czasu, to tak naprawdę ludzie, z którymi przebywasz na trasie – realizator dźwięku, manager, kierowca – wszyscy stają się twoją rodziną, bo tak naprawdę okazuje się, że większość czasu spędzasz z nimi. Ten moment – czy to życie prywatne, czy zawodowe – gdzieś się zaciera, więc tak naprawdę część życia zawodowego to życie prywatne, a część życia prywatnego to życie zawodowe. Ciężko się w tym odnaleźć, bo to nie jest takie oczywiste. Jak od ósmej do szesnastej masz osiem godzin pracy, a potem wychodzisz, zamykasz drzwi, odcinasz się od tego i masz całkowicie inne życie. Tu tak naprawdę praca jest nieokreślona i często się pracuje kilka dni pod rząd, a potem się nie pracuje kilka dni, więc to wszystko jest... na totalnym freestyle'u.
GIG-ant: Na czym polega zawód artysty?
M.: Nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie. Sztuka, którą „robię”, to muzyka, a dla mnie muzyka to jest moje życie, więc ciężko jest mi powiedzieć, na czym polega moje życie.
GIG-ant: Czy gdyby miał pan możliwość cofnięcia się w czasie i wybrania innej drogi niż muzyka – zrobiłby pan to?
M.: Czy zrobiłbym to? Ja nie wiem, czy miałem do końca duży wpływ na to, co zrobiłem. W sensie – czy to ja wybrałem muzykę? Wydaje mi się, że nawet jakbym wybrał coś innego, to i tak finalnie robiłbym muzykę.
GIG-ant: Miewa pan czasem chwile zwątpienia?
M.: Tak, miewam bardzo duże chwile zwątpienia. Tak naprawdę po skończeniu płyty „Powrót do korzeni” miałem taką sytuację, że chciałem w ogóle przestać robić muzykę, dlatego że... Jest bardzo wiele rzeczy naokoło tego wszystkiego. Mówię tu o biznesie muzycznym, a nie o muzyce samej w sobie. To nie do końca jest fajne i ludzie tego nie widzą, bo nie mają jak tego zobaczyć. I czasem to odbiera... może nie przyjemność, tylko po prostu nie można pozwolić, żeby to odebrało przyjemność z robienia muzyki dla muzyki. Miałem taki moment w życiu, że gdzieś było to zwątpienie bardzo mocne. Dlatego też między innymi teraz pojechałem na Jamajkę na dłuższy okres. Niedawno wróciłem, właśnie po to, żeby pozbierać wszystkie myśli.
GIG-ant: Co w byciu sławnym podoba się panu najbardziej, a z czego najchętniej by pan zrezygnował?
M.: Nie chcę patrzeć przez pryzmat sławy, bo nigdy nie robiłem tego dla sławy, nigdy nie czerpałem z tego jakichś większych korzyści. Ważne jest tylko to, jak inni ludzie cię postrzegają. Człowiek jest tylko człowiekiem, więc tak naprawdę nieważne, co robisz – jesteś tylko człowiekiem. I nie kumam tego całego zjawiska sławy. Załóżmy, że jesteś dentystą – bardzo dobrym dentystą. Nikt nie przychodzi do ciebie robić sobie z tobą zdjęć. Ale dlaczego? Robi się tylko z tym, który gra, czy który coś maluje. To jest dla mnie takie dziwne po prostu. Ciężko mi to zrozumieć. Co mi się podoba? Nie wiem, staram się w ogóle nie myśleć w tych kategoriach.
GIG-ant: Pamięta pan swój pierwszy występ na scenie? Towarzyszyła temu trema? Nadal pan ją odczuwa?
M.: Pamiętam, to było wiele lat temu. Trema? Kurczę... Jak ja zacząłem robić „muzę”, to była zupełnie inna forma, to było całkowicie inne granie (sound system – przyp. red.). Tam nie było takich sytuacji jak trema, nie trema. Czy ja to odczuwam? Nie, bo ja to robię więcej niż połowę swojego życia.
GIG-ant: Spotyka się pan z hejtem? Jak sobie pan z tym radzi?
M.: Robię swoje, po prostu.
GIG-ant: Ma pan teraz jakieś plany? Marzenia?
M.: Zawsze mam plany, zawsze mam marzenia. Zawsze się tyczyły muzyki. Będzie pewnie kiedyś płyta. Nie wiem jaka, nie wiem kiedy, nie wiem gdzie – to po prostu się musi stać samo.
GIG-ant: Czy fajnie jest być popularnym?
M.: To ma swoje dobre i złe strony. W zasadzie wolałbym, żeby nikt mnie nigdy nie rozpoznał na ulicy. Zwykłe życie jest dużo więcej warte niż to, żeby być popularnym.
Rozmawiała: Aleksandra Przybylska
fot.: Michał Skrzypczak - Fotoblog
502
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.