"Miasto 44" - lubisz bezpośredniość? Idź. W innym wypadku nie ryzykuj.
"Był kiedyś inny świat, który znałeś ty, który znałam ja.
Odmierzałam czas, w rytm twoich kroków.
Razem biegliśmy za ogniem który bezlitośnie zmienić miał miasto w popiół.
Był kiedyś inny świat, miłość bez tchu."
"Miasto 44" to filim wyreżyserowany przez Janą Komasę, reżysera XXI wieku. Nowe technologie, inne spojrzenie na film, wielki inscenizacyjny rozmach. Pozostaje dylemat, czy "Miasto 44" pokazuje powstanie takim, jakim faktycznie było? Ewidentnie coś nowego w Polskim kinie.
Niby ważny film o powstaniu, a jednak bardziej miłość w czasie apokalipsy. Agresywność, paraliżujące i krwawe sceny są podstawą tego frapującego filmu. Jeśli spodobała ci się "Sala samobójców", ten film też pewnie trafi do twojego serca. Fabuła ma charakter dwubiegunowy, na jednym z nich czyha wojna, na drugim bezgraniczna miłość, która pokona wszystko.
Jeśli coś chwalić, to zdecydowanie grę aktorską. Bezradność Stefana i jego miłość do Biedronki pokazują, jak dobrze Józef Pawłowski wypełnił swoją rolę. Targany emocjami widz - poczynając od spadającej z nieba krwi, przez wybuchy, kończąc na miłosnych scenach - zostaje stłuczony, jak rzucona o ścianę filiżanka. I chyba nie tak łatwo się pozbiera. Dźwięki wchłanianego przez widownię popcornu zamarły na długo przed połową filmu. To szczególny dowód siły tego filmu...
Gdy film się kończy czuć niedosyt, emocje targają dalej i nie chcą odejść. Czy to właśnie chciał osiągnąć reżyser?
Niewątpliwie są tacy, dla których "Miasto 44" jest istnym objawieniem.
Jeśli jeszcze nie widziałaś/widziałeś tego absolutnie ważnego i odważnego filmu, to NA CO CZEKASZ?
1502