Wojtek przemierzał miasto powolnym, ospałym krokiem — załamany tym, że jego ukochany motor marki Suzuki ostatnio dość mocno zachorował i niestety nie może ruszyć się z garażu. Stało się tak dlatego, iż pragnący popisać się swoimi manewrowymi zdolnościami Tomasz nie zmieścił się w furtce i wjechał prosto w betonowy mur. Słońce świeciło jakoś zbyt wysoko jak na połowę stycznia i ostro przebijało się przez mgłę, która nie opadała już od dobrych kilku dni. Minął starą szkołę, wpadł na Weronikę, która wraz z siostrą śpieszyła na harcerską zbiórkę, zamienił z nimi parę zdań i ruszył dalej. Powietrze było przyjemne, chociaż temperatura utrzymywała się poniżej zera. Miał w planach odwiedzić Sandrę, gdyż już od dłuższego czasu chorowała i dawno się z nią nie widział. Skręcił w ulicę, przy której znajdowało się jej mieszkanie; dopisywał mu dobry humor, więc można było usłyszeć wesołe podśpiewywanie; uradowany faktem, iż zaraz zobaczy się z przyjaciółką, podniósł głowę, a oczy jego nagle straciły blask i zobaczyły, coś, co wprawiło go w osłupienie. Po chwili jednak, gdy wrócił już do rzeczywistości, bez zastanowienia pobiegł ku celowi jego krótkiej wędrówki. Niestety, uświadomił sobie, że wzrok go nie oszukał; dom Sandry otoczony był przez policję, a dziewczyna prowadzona była do policyjnego wozu. Nie zauważyła go... Nie wiedział, czy to dobrze, czy źle... Ujrzał wtedy płaczącą mamę przyjaciółki, a z jego ust wydobyło się tylko kilka słów:
-Cholera! Znowu się zaczyna. - i zniknął za linią horyzontu.
***
Po przeszło dwugodzinnym oczekiwaniu Sandra usłyszała pierwsze pytanie podczas przesłuchania, w którym wystąpiła w charakterze świadka, gdyż tak to już jest, że nawet podejrzany przesłuchiwany jest w pierwszej kolejności jako świadek. Oczywiście nie dzieje się to bez celu — podejrzany nie musi oskarżać siebie, może pokierować sprawę zupełnie innym torem i -jak to mówią - ma prawo milczeć, ponieważ wszystko, co powie, może zostać użyte przeciw niemu w sądzie — świadek musi mówić prawdę i tylko prawdę.
- Czy kiedykolwiek miałaś do czynienia z narkotykami?
- Nie - odpowiedziała krótko, tłumiąc w sobie wszelkie emocje.
- Jakim więc cudem znaleziono je u ciebie w domu?
- Nie wiem.
- Sprawdziliśmy bilingi, w ostatnim czasie często kontaktowałaś się z Mateuszem H. Kim on dla ciebie jest?
- Przyjacielem.
- Przyjacielem? Więc wiesz, o co został oskarżony?
- Nie wiem - organ przesłuchujący widocznie irytował się takimi odpowiedziami.
- Mateusz H. został oskarżony o handel i przechowywanie narkotyków. Wszystkich winnych znaleziono, prócz niego... - jeden z przesłuchujących przerwał, próbując wykrzesać cokolwiek od (rzecz jasna) niewinnej dziewczyny; ta jednak wciąż uparcie milczała. - Pewna osoba doniosła nam na niego i powiedziała, że podejrzewa, iż masz coś wspólnego z tym niemałym zamieszaniem. Nie myliła się. Masz nam coś jeszcze do powiedzenia?
- Nie.
- Otrzymujesz zakaz opuszczania miasta aż do odwołania. Musisz codziennie do godziny 12 w południe zgłaszać się na komendzie. Teraz możesz wrócić do domu. - warknął przesłuchujący i wściekłym spojrzeniem dał Sandrze do zrozumienia, że jeszcze z nią nie skończył.
***
Mimo że grupa przyjaciół z Koźmina wiedziała, gdzie przebywa Mateusz, nie wiedziała, dlaczego się ukrywa. W mieście uchodził za poszukiwanego, lecz powoli przestawał być tematem plotek. Wojtek, dławiąc się swoimi myślami, wiązał koniec z końcem i zrozumiał, że nadszedł czas, by zakończyć ten mało śmieszny cyrk. Wysłał Błażejowi SMS-a, że zaraz u niego będzie, ponieważ natychmiast muszą poważnie porozmawiać... Nie ściągnął nawet butów, zostawiał mokre ślady w domu przyjaciela; biegał z góry na dół i szukał Błażeja, który jak się okazało, oglądał w ogrodzie ciemierniki.
- Tu jesteś! Powiedz mi... dlaczego tak właściwie Mateusz się ukrywa? - od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Nie wiem. Dlaczego w ogóle o to pytasz?
- Oj nie kłam. Wiem, że wiesz. W końcu to właśnie ty współpracowałeś z nim i Wiktorią, i to właśnie ty działałeś tak, abyśmy myśleli, że Mateusz jest już daleko stąd - w jego głosie słychać było rosnące zdenerwowanie.
- Słuchaj... nie mogę ci powiedzieć. Naprawdę chciałbym, ale obiecałem...
- Proszę, nie bawmy się w kotka i myszkę, przed chwilą policja wyprowadzała Sandrę... I jestem przekonany, że ma to związek z Mateuszem. Dziwię się, że przez tyle czasu nikogo nie dziwiła jego kryjówka...
- Co? - wykrzyknął z rozpaczą. - Niedobrze, oj niedobrze... W takiej sytuacji muszę ci powiedzieć prawdę. Mateusz został oskarżony o handel i przechowywanie narkotyków, niestety nie znaleziono ani ich, ani jego... do czasu. Wszystkie prochy ukryte były w wiklinowych koszykach. - westchnął tak, jakby chciał rozpuścić się w powietrzu.
- W koszykach? Jak? Jak to możliwe?
- Mateusz wsypywał je w plastikowe słomki łudząco podobne do tych wiklinowych, odpowiednio zalepiał i wkładał pomiędzy te prawdziwe.
- Tak, właśnie tak wygląda prawda. - niespodziewanie, nie wiadomo skąd pojawił się Mateusz. - Wybaczcie, ale muszę iść.
- Znowu uciekasz? - zaczął wrzeszczeć Wojtek.
- Nie. Nigdy więcej.
- Skąd ta nagła skrucha? - parsknął.
- Wiem, zachowałem się jak najgorsze, egoistyczne bydle... Przepraszam. - widać było w jego oku małą łzę, którą starł szybko i powiedział. - Idę naprawić największy błąd mojego życia.
***
W Mateuszu w końcu obudziła się uśpiona dotąd odpowiedzialność, sam wyjaśnił wszystko swoim przyjaciołom i uświadomił sobie, jak wiele stracił poprzez kłamstwa, którymi się oplątał. Najcenniejsze zaś było zaufanie, które będzie odbudowywał przez długi czas.
*WAKACJE TEGO SAMEGO ROKU*
Sandra odzyskała w pełni siły.
Kacper jest w szczęśliwym w związku z Zofią.
Wojtek nie musi się już bawić w detektywa.
A Mateusz?
To już inna historia.
KONIEC!
705