Było późne, grudniowe popołudnie. Skrzat imieniem Teodor właśnie skończył pracę. Od jakiegoś tygodnia pracownia Świętego Mikołaja dosłownie pękała w szwach. Wokół dwóch ogromnych dębowych stołów siedziały elfy pakujące wymarzone prezenty dla dzieci. Przy stole obok siedziały skrzaty sprawdzające jakość samochodzików, lalek i pluszowych misiów. Po całej pracowni walały się rulony ozdobnych papierów, wstążki, kokardki – ot, nic szczególnego, Boże Narodzenie już za kilka dni. Sam Święty Mikołaj już od dłuższego czasu zagłębiał się w lekturze dziecięcych listów, popijając gorącą czekoladę. Wokół czuć było woń świeżo wypiekanych pierników, cynamonu i soczystych pomarańczy. Teodor wprost uwielbiał ten przedświąteczny harmider, jednak teraz - zmęczony i zadowolony - wychodził z pracowni. Na zewnątrz było już ciemno. Śnieg padał wielkimi płatkami. Teodor uśmiechnął się do siebie. Popatrzył na choinkę stojącą przed pracownią. Ubrana w srebrzyste i czerwone bombki prezentowała się wspaniale. „ Te święta będą niesamowite”- pomyślał. Przed udaniem się do swojej chatki chciał jeszcze sprawdzić, jak mają się renifery z zaprzęgu Świętego Mikołaja. Idąc po skrzypiącym śniegu w stronę stajni zauważył, że jej brama jest otwarta. Niby nic takiego – przecież Mikołaj ciągle narzekał, że coś jest z nią nie tak i trzeba będzie wstawić nową. A jednak Teodora ogarnął dziwny niepokój. Przyśpieszył kroku. Dopadł w końcu do drzwi stajni i z przerażeniem stwierdził, że reniferów nie ma. Obszedł całą stajnię dookoła – żadnych śladów. Zrezygnowany usiadł w środku i spróbował pozbierać myśli. „Przecież dzisiaj w południe wszystkie były na miejscu. Zanosiłem im o właściwej porze siano i wszystko było w porządku.” W tym samym momencie stwierdził, że skoro nie ma reniferów, to nie ma również sań Mikołaja. Pobiegł sprawdzić – rzeczywiście. Po saniach ani śladu. Teodor już sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Bardzo się wystraszył i zmartwił. Jeśli renifery się nie odnajdą, to jak Mikołaj rozwiezie prezenty? Przecież wszystkie dzieci na całym świecie z radością czekają na niego. Postanowił niezwłocznie zawiadomić Mikołaja. Święty, jak można było przypuszczać, nie był zachwycony zaistniałą sytuacją. Od razu rozpoczął poszukiwania. Następnego dnia nadeszła wiadomość, że pod niewielkim lasem nieopodal pracowni leżą dwie złote podkowy. Mikołaj razem ze skrzatami i również Teodorem udali się do owego lasu. Poza podkowami były tam również ślady kopyt. Było już prawie pewne, że renifery są w lesie. Nie mogły odlecieć. Sanie wraz z reniferami potrafi prowadzić tylko Święty Mikołaj, nikt poza nim nie potrafi tego robić. Nagle dało się słyszeć cichy dźwięk małych dzwonków. Wszystkie renifery mają takie uwiązane na szyi. Cała ekipa ze Świętym na czele powoli wchodziła w gęstwinę. Po dłuższym czasie natrafili na małą, zaniedbaną chatkę, a obok niej ogrodzenie, za którym stały… renifery. Skrzaty chciały je uwolnić, ale przerwał im piskliwy głos.
- Ani kroku dalej! – zawołał dziwny, dość mały stworek ze szpiczastymi uszami.
- To ty? Ty ukradłeś sanie i renifery Świętego Mikołaja?! Jak mogłeś?! – zawołał Teodor czerwieniejąc ze złości.
- Przepraszam… Chciałem tylko zobaczyć, jak to jest latać. Chciałem je tylko na chwilę pożyczyć i następnego dnia oddać.
- Za takie przewinienie musi być kara – stwierdził Mikołaj. – Brakuje nam rąk do pracy, więc zaczynasz od jutra. Spełnię też twoje marzenie i polecisz ze mną w Boże Narodzenie w saniach. Będziesz celował prezentami do kominów.
- Naprawdę? Dziękuję, Święty Mikołaju! – zawołał stworek z wdzięcznością.
No to teraz spokojnie. Wszystko znowu odbędzie się według planu - prezenty dotrą na czas. Podejrzewam, że będziecie się o tym przekonać osobiście. A stworkom ze szpiczastymi uszkami mówimy stanowczo NIE dla wszelkiej samowolki.
Julia Kaźmierczak (debiut)
672
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.