Gorące rytmy, energetyzująca muzyka i świetna zabawa co poniedziałek od godz.18:30 przyciągają prawdziwe tłumy do sali gimnastycznej golińskiego gimnazjum. Powód? Prowadzone są tu zajęcia gimnastyczne Zumba Fitness przez instruktorkę panią Anetę Szlachciak.
Skąd tak naprawdę pochodzi zumba?
Narodziła się kilkanaście lat temu w Kolumbii. Tam pewien instruktor tańca Alberto Beto Perez prowadził zajęcia fitnessu i któregoś razu zapomniał kasety z nagraną na zajęcia muzyką. Postanowił improwizować z tym, co miał na miejscu, czyli z muzyką latino. Zajęcia się spodobały, więc postanowił wyjść z tym do większej grupy ludzi. Najpierw pojechał do Stanów Zjednoczonych. Tam, na Florydzie, próbował sprzedać swój pomysł. Nie udawało się to bardzo długo, aż wreszcie los się uśmiechnął i zumba w tej chwili jest popularna na całym świecie.
GIG-ant postanowił przeprowadzić rozmowę z panią Anetą Szlachciak, instruktorką zumby.
GIG-ant: Skąd pomysł prowadzenia zumby w Golinie?
A.Sz.: Od nowego roku planowałam otworzyć nowe grupy zajęciowe i przeorganizować swój grafik. Zainteresowanie zumbą w ogóle jest bardzo duże, dlatego tak naprawdę wszystko zależało ode mnie, na jakie miejscowości się zdecyduję. Wśród propozycji była również Golina, tym bardziej, że kilka osób dojeżdżało kiedyś na moje zajęcia do Jarocina. Z doświadczenia wiem, że nawet mimo małych odległości, „każdy chciałby mieć takie zajęcia u siebie”. Sala była akurat wolna w terminie, który mi odpowiadał, dlatego właśnie w poniedziałki o 18:30 zumba jest w Golinie. Oczywiście otwieranie nowej grupy zajęciowej zawsze niesie ze sobą ryzyko, czy i jakie będzie zainteresowanie takimi zajęciami, ponieważ nie robię nigdy wcześniejszych zapisów. Mieszkańcy, a właściwie mieszkanki Goliny i okolic, zaskoczyły mnie niesamowicie. W Golinie był rekord uczestników - 92 osoby dorosłe + dzieci. Takiej frekwencji nie miałam nawet w Jarocinie na pierwszych zajęciach, ale teraz jest mi też łatwiej, bo zumba jest już kojarzona w okolicy.
GIG-ant: Pani życiową pasją jest zumba. Co sprawiło, że właśnie ta aktywność zawładnęła pani sercem i ciałem?
A.Sz.: Na zumbę jako uczestniczka trafiłam zupełnie przypadkiem. Jadąc pewnego dnia pociągiem na studia do Poznania usłyszałam rozmowę dwóch pań o zajęciach, w jakich uczestniczą – był to chyba kurs salsy. Pomyślałam sobie wtedy, że może też warto zrobić coś dla siebie i zapisać się na podobne zajęcia. Znalazłam w internecie informację, że w Jarocinie jest zumba. Nigdy wcześniej na niej nie byłam – słyszałam tylko od kilku koleżanek ze studiów, że to bardzo fajna sprawa. Namówiłam siostrę i przyszłyśmy na zajęcia. Grupa trenowała już od kilku miesięcy – byłyśmy zupełnie nowe. Wtedy na topie były piosenki: „Gangam style” i „Balada boa”. Było bardzo wesoło i mimo że kompletnie nie znałam kroków ani całych choreografii, popełniałam mnóstwo „błędów”, to zajęcia bardzo mi się spodobały. Nie mogłam się doczekać następnej zumby. Z każdymi kolejnymi zajęciami „wkręcałam” się coraz bardziej. Trenowałam w domu, żeby choć
trochę przybliżyć się do poziomu instruktorki, próbowałam odtworzyć w głowie wszystkie elementy choreografii, tańczyłam różne układy znalezione na YouTube, bo jak tu wytrzymać bez zumby cały tydzień? Zumba to po prostu miłość od pierwszego zatańczenia! I chyba nie umiem tego prościej wytłumaczyć. To przede wszystkim świetna zabawa, która uzależnia – mnie uzależniła na tyle, że dzisiaj sama jestem instruktorem! W tym miejscu należą się również podziękowania dla mojej, naszej instruktorki, która zaraziła mnie zumbą i całą tą radością z tańca.
GIG-ant: Czym tak naprawdę jest zumba? Na czym polega jej fenomen?
A.Sz.: Zumba to połączenie aerobiku i tańca, głównie w latynoskich rytmach. Zdecydowanie różni się od innych form fitness i to jest jej największą zaletą – jest inna. Wyróżnia się wieloma czynnikami, które składają się na jej fenomen, np.:
- nie jest to kurs tańca – nie uczymy się poszczególnych kroków, żeby finalnie zatańczyć całą choreografię perfekcyjnie;
- kroki są na tyle proste, że w większości można powtórzyć choreografię już za pierwszym razem; nie trzeba mieć więc wcześniej żadnego doświadczenia tanecznego czy wyszukanych umiejętności;
- nie wykonujemy ćwiczeń i ich żmudnych powtórzeń na każdą stronę, nie odliczamy, nie zastanawiamy się, które części ciała teraz będziemy trenować
- czas leci strasznie szybko i jeśli patrzymy na zegarek to nie po to, żeby sprawdzić, ile jeszcze trzeba wytrzymać, ale jak niewiele zostało tej świetnej zabawy (z zajęć na zajęcia minuty uciekają coraz szybciej);
- zumbę mogą tańczyć wszyscy bez względu na wiek, płeć, wagę czy ograniczenia fizyczne – wszystko na miarę własnych możliwości; nie ma presji, że każdą piosenkę trzeba zatańczyć od początku do końca i to idealnie – na zajęciach tyle się dzieje, że nie mamy czasu się sobie nawzajem dokładnie przyglądać, dlatego odpadają wszystkie argumenty typu: „będą się ze mnie śmiać”, „wstydzę się”, itp.;
- zumba to jedna wielka impreza – idealny sposób na odstresowanie, naładowanie pozytywną energią i wygłupy; na żadnych innych zajęciach fitness nie ma tylu okrzyków, uśmiechów i spontaniczności (czasami potrzeba trochę czasu, by nabrać odwagi, ale prędzej czy później wszyscy wygłupiamy się jak dzieci);
- nawet nie czujemy, że ćwiczymy, ponieważ cały trening „ukrywa się” w tej świetnej zabawie;
- jest to najprzyjemniejsze spalanie kalorii;
- na zumbie w ciągu godziny można spalić nawet 800 kcal - na żadnych innych zajęciach nie osiąga się takich wyników;
- szybko poprawia się kondycja, wydolność oddechowa, samopoczucie (dzięki endorfinom), pewność siebie;
- na żaden inny trening nie przychodzi się z takim entuzjazmem;
- to właśnie na zumbie rodzi się wiele przyjaźni dzięki walorowi integracyjnemu zajęć.
GIG-ant: Jak to jest z kobietami, które dopiero zamierzają rozpocząć przygodę z zumbą? Czy ciężko jest opanować układ, kroki, nadążyć za tym tempem?
A.Sz.: Najtrudniej jest zacząć i dotyczy to nie tylko zumby. Trzeba chcieć, trzeba spróbować i to nie jeden raz. Niektórzy błędnie zakładają, że muszą od razu zatańczyć tak samo, jak instruktor, kiedy więc w ich poczuciu nie było idealnie, zniechęcają się trochę, poddają, twierdzą, że nie dają rady. W zumbie nie chodzi o perfekcję, dlatego trzeba przestawić swoje oczekiwania z treningu do „You can dance” na zwykłą zabawę. Bardzo trudno jest robić coś po raz pierwszy idealnie – „trening czyni mistrza” – z każdymi kolejnymi zajęciami uczestnicy odkrywają, że to, co na początku wydawało się nieosiągalne, teraz tańczą bez większego trudu, a nawet wysiłku. Poddają się muzyce, choreografii i po prostu tańczą, nie zastanawiając się nad kolejnymi elementami, krokami, w prawo, a może w lewo. To nie ma większego znaczenia. Zumbowiczki czasami specjalnie tańczą inaczej, po swojemu, mimo że znają układy na wylot. Bawią się zumbą, wygłupiają i o to właśnie chodzi – wtedy jest wesoło! W Golinie jesteśmy właśnie na etapie odkrywania tej czystej radości z zumby – tańczymy kolejny tydzień te same układy, nic się w nich nie zmienia, więc panie już kojarzą po pierwszych dźwiękach, co za chwilę będzie się działo. I właśnie dlatego, że zumba nie składa się z poszczególnych lekcji nauki kroków, dołączyć do grupy - a także wrócić po przerwie - można w każdej chwili! Nowe osoby zachęcam do wybrania sobie miejsca mniej więcej na środku sali – wtedy widzi się instruktora "przodem" i uczestników z tyłu, co ułatwia załapanie kroków. Absolutnie odradzam ustawianie się gdzieś w kącie lub zupełnie z tyłu. Niestety, sporo osób tak robi, a to tylko niepotrzebnie je zniechęca – z daleka mniej widać, a zwłaszcza na pierwszych zajęciach dla danej osoby jest to spora przeszkoda; jest więc szansa, że ta właśnie osoba zrezygnuje z dalszych zajęć, ponieważ „nie dawała rady, nie nadążała” tylko dlatego, że wybrała najgorsze miejsce z możliwych. Na zumbie nie ma oceniania, krytykowania, wytykania błędów… Zresztą jakich błędów? Jeden z moich znajomych instruktorów słusznie zauważył, że na zumbie nie ma błędnych kroków, są tylko spontaniczne solówki. Próbować, bawić się, mieć dystans do siebie, poddać się temu szaleństwu (gdzie, jak nie tutaj?) i zabrać kogoś do towarzystwa, żeby było raźniej, żeby było z kim wymieniać wrażenia, żeby było jeszcze weselej!
GIG-ant: Czy pamięta pani swoje pierwsze zajęcia w roli instruktora? Jakie emocje pani towarzyszyły?
A.Sz.: Oczywiście, że pamiętam! Pierwsze oficjalne zajęcia prowadziłam w Jarocinie 17.06.2013r. Przygotowywałam się do nich przez kilka tygodni, a w ostatnich dniach trenowałam po kilka godzin dziennie. Bardzo się denerwowałam: tym, jak przyjmie mnie grupa, czy w ogóle ktoś przyjdzie, czy układy nie będą za trudne, czy grupa się nie zniechęci, czy nie będzie żadnych problemów ze sprzętem, czy ja się nie pomylę… Podeszłam do pierwszych zajęć bardzo poważnie – pierwszy raz już nie jako uczestniczka, tylko jako instruktor – to odpowiedzialność i zupełnie nowe wyzwanie. Zależało mi, by wszystko było perfekcyjnie – dobór piosenek, podstawowe style muzyczne, podstawowe kroki salsy, merengue, cumbii itd. Nadszedł ten dzień – było bardzo gorąco, zajęcia o 20:00, słońce jeszcze świeciło przez okna sali gimnastycznej. Nie wiem, czy bardziej z powodu temperatury, czy z nerwów, ale brakowało mi powietrza, pot lał się po czole. Zaczęło się. Możliwe, że moje odczucia pokrywały się z odczuciami uczestniczek: jak to będzie, czy sobie poradzę.
Pierwsze wypowiedziane słowa do grupy, pierwsza piosenka, rozgrzewka, kolejne utwory, rozciąganie i godzina przeleciała bardzo szybko, nawet nie zdążyłyśmy zatańczyć wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Zajęcia się skończyły, emocje trochę opadły, zmęczenie poczułam dopiero po powrocie do domu. To było zupełnie inne zmęczenie niż to, które czułam wracając z zumby jako uczestniczka. O ile każdy na sali może odpuścić, zwolnić, kiedy tylko potrzebuje, to instruktor musi być zaangażowany przynajmniej na 100% od pierwszej do ostatniej minuty. Największy strach jest po pierwszych zajęciach, kiedy zagląda się na profil grupy na Facebook’u – to tam pojawiają się pierwsze opinie, komentarze… Na szczęście wszystkie były pozytywne. To było zarówno bardzo miłe, jak i motywujące do dalszej pracy. Do dzisiaj tak jest. Każde zajęcia to nowa godzina i zawsze trzeba pracować na te pozytywne komentarze. Dzisiaj już jestem bogatsza o doświadczenie, więc zupełnie inaczej podchodzę do kolejnych zajęć, ale jeśli chodzi o te pierwsze w danej grupie, to mimo wszystko trema jest i te same wątpliwości: czy się spodoba, czy ktoś przyjdzie na kolejne, jakie będą komentarze po zajęciach na Facebook’u… I kiedy czytam te wszystkie pozytywne opinie, wystawiane recenzje, wiadomości na priv – serce rośnie i upewniam się, że to, co robię, ma sens, że było warto i że trzeba pracować dalej, bo jutro nowy dzień, nowa grupa, nowa godzina, nowa szansa, żeby kogoś zarazić tą pozytywną energią.
GIG-ant: Ile czasu poświęca pani na przygotowanie nowej choreografii, czym się pani inspiruje?
A.Sz.: To zależy od piosenki. Czasami słyszę coś pierwszy raz i w głowie już rodzą się pierwsze kroki, innym razem muszę rozpisać sobie piosenkę na poszczególne fragmenty i dopiero wtedy wymyślam choreografię. Przeważnie wystarcza kilka godzin, ale zdarza się, że nie mam pomysłu na np. jedną zwrotkę i wtedy trwa to dłużej. Każdą nową choreografię testuję w domu, weryfikując pomysły „z głowy” praktycznie. Zanim powstanie ostateczna wersja, choreografia często się bardzo zmienia, bo poszczególne kroki muszą być ze sobą związane, muszą pasować i do piosenki i do siebie. Oczywiście jest to pojęcie względne, bo ilu instruktorów, tyle choreografii do danej piosenki. Każdy ma swój styl, swoje poczucie estetyki. Jeśli o mnie chodzi, oprócz podstawowych kroków danych stylów tanecznych, ich kombinacji oraz elementów fitnessowych, staram się wplatać w choreografie takie kroki czy elementy, które rozładowują atmosferę, są po prostu zabawne i sprzyjają wygłupom. Zawsze warto uczyć się od lepszych od siebie i nigdy nie można powiedzieć, że już wszystko się umie, wszystko się zna. Zumba daje tyle możliwości, że życia nie starczy, by wszystkie je wykorzystać. Na świecie jest mnóstwo instruktorów zumby, którzy dzielą się swoimi choreografiami z innymi instruktorami – oglądamy takie filmiki, by zaczerpnąć nowe pomysły na kroki, na kombinacje i jak przyjdzie odpowiedni moment, odpowiednia piosenka, wplatamy te elementy w swoje choreografie. Jeździmy na maratony, zapraszamy instruktorów na swoje imprezy. Jest wtedy okazja, by podpatrzeć innych na żywo. Skoro każdy ma swój niepowtarzalny styl – można bardzo dużo zabrać dla siebie, odkryć nowe pomysły, rozwiązania. Oprócz tego szkolenia, a także materiały szkoleniowe, które dostajemy bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych, a które są przygotowywane przez najlepszych instruktorów na świecie. Jest z czego czerpać inspiracje, ale największą satysfakcję przynoszą oczywiście te choreografie, które przygotowało się samemu od początku do końca, a największa radość, kiedy tańczy je jednocześnie kilkadziesiąt osób.
GIG-ant: Dziękuję za rozmowę życzę pani nowych inspiracji, pomysłów na dalsze zajęcia oraz sukcesów zawodowych.
A.Sz.: Ja również dziękuję.
698
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.