Ze zwierzętami cialis 5mg preise warto i trzeba pracować. Postanowiłem przeprowadzić na ten temat wywiad z panią Joanną Staniek, wolontariuszką koźmińskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Rozmawiałem z nią właśnie na temat pracy, którą tam wykonuje.
GIG-ant: Jakie są pani zadania jako wolontariuszki w schronisku dla zwierząt?
J.S: W schronisku w Krotoszynie pomagałam od 2011 roku, od 2 lat jestem bardziej związana ze zwierzętami z Koźmina; niestety, inne obowiązki nie pozwalają na to, aby być wszędzie. Z racji tego, że jestem pełnoletnia, pomagam praktycznie we wszystkim. Od czynności, które każdy z nas może wykonywać - tzn. wychodzenie z psami na spacery (chociaż wyprowadzenie psa z boksu, tak żeby nie uciekł nie jest wcale takie proste), sprzątąnie boksów, mycie misek, ocieplanie bud czy zapewnienie psom cienia latem po transport psów do weterynarza, tworzenie fanpage'a na Facebooku, wykonywania masy zdjęć (bo bez tego nie ma adopcji), sprawdzanie nowych buycialisonline-treated domów dla naszych zwierząt. Czasem wyjazd do weterynarza zajmuje pół, jeśli nie cały dzień. Niby nic takiego, ale chętnych do zaangażowania niestety nie ma... Jestem również członkiem i inspektorem TOZ (Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami)., więc zdarzają się interwencje, podczas których sprawdzamy warunki, w jakich przebywają zwierzęta (nie tylko te domowe) lub wyłapujemy bezdomne psy ( takie jak nasz Rudel) czy koty (które poddawane są zabiegowi sterylizacji).
GIG-ant: Co panią skłoniło do pomocy w takim miejscu?
J.S: Zawsze kochałam zwierzęta. Często słyszałam: "Zostaw tego psa/kota, poradzi sobie albo ktoś inny mu pomoże". Niestety, rzeczywistość jest inna. Z wiekiem to zrozumiałam, że jeśli nie ja, to nikt im nie pomoże. Nie można zrzucać odpowiedzialności na innych, to wszystko kiedyś do nas wróci. Pamiętam pierwszego znalezionego psa, którego zawiozłam do schroniska. Spał późną jesienią pod śmietnikiem. Nie mogłam w nocy spać ze świadomością, że ja mam ciepło i wygodnie, a on marznie. Otisek od 4 lat ma super dom z kilkoma innymi również zaadoptowanymi psami; od początku był niedowidzący, ale pharmacy rx w http://buycialisonline-treated.com/ kochającym domu świetnie sobie radzi. Widzę efekty swojej pracy; wszystko potoczyło się tak, że jest to już częścią mojego życia.
GIG-ant: Co pani daje to zajęcie?
J.S: Radość psów, kiedy do nich przychodzę jest bezcenna. Radość z tego, że znalazły cudowne, nowe domy, że widać efekty mojej pracy. Pomagając, wielokrotnie widziałam bardzo dużo cierpienia i śmierci zwierząt. Świadomość, że udało się uratować chociaż jednego zwierzaka od śmierci czy cierpienia, daje ogromnego kopa, żeby buy viagra online in australia robić to dalej. Ale trzeba tego doświadczyć samemu. Widzimy zdjęcia biednych piesków na Facebooku i piszemy komentarze, jak nam przykro i smutno - tym nie pomożemy, bo cierpiące zwierzę w realnym świecie to zupełnie coś innego. Widząc psa - skórę i kości, nie mogącego wstać, wyjącego z bólu, patrzącego tymi smutnymi oczami ze zdjęcia - nie można tak po prostu odejść. Biorę wtedy psa w samochód, jedziemy do weterynarza, później zbieramy pieniądze na leczenie... Trzeba tylko chcieć. Jeśli zwierzę z tego wychodzi - coś niesamowitego.
GIG-ant: Jak zachęciłaby pani innych młodych ludzi do pomocy bezdomnym zwierzętom?
J.S: Wystarczy wizyta u bezdomnych levitra online pharmacy canada zwierzaków. Zabrać któregoś na spacer, pogłaskać, pobawić się. Zwierzęta nas nie oceniają, cieszą się z naszej obecności, za pół godziny spaceru oddałyby wszystko. Trzeba pharmacy jobs bc canada iść i to poczuć; nie można mówić, że nie idziemy do schroniska, bo tak nam żal tych zwierząt. To hipokryzja. Ratując jedno zwierzę, nie zmienimy świata, ale świat zmieni się dla tego jednego zwierzęcia.
545
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.