Uczniowie naszej szkoły mają wiele talentów, co już zresztą udowodnili wiele razy. Postanowiłam zamieścić w GIG-ancie pierwszą część książki napisanej przez ucznia golińskiego gimnazjum. Nosi ona tytuł "Opowieść o Mr. K ".
Rozdział 1
Był piątek wieczorem. Wraz z panią Couling, czyli moją opiekunką, poszliśmy do szewca, pana Lausa, żeby naprawić moje buty. Wracaliśmy około godziny 12 w nocy. Było strasznie ciemno i zimno, ale czego się spodziewać, był środek zimy. Gdy przechodziliśmy obok zamkniętej już cukierni pani Franke, zaczepił nas nieznajomy mężczyzna. Przedstawił się jako biznesmen, który opiekuje się zabytkowymi domami i pałacami. Ja z panią Couling właśnie w takim pałacu mieszkamy. Mężczyzna zapytał się, czy może przyjść jutro przed południem zobaczyć, jak wygląda nasz dom. Pani Couling z początku była negatywnie nastawiona do tych odwiedzin, lecz po długich namowach nieznajomego zgodziła się. Lecz nadal nie wiedzieliśmy, w jakim celu chce przyjść. Następnego ranka pani Couling była wyraźnie poddenerwowana. Nie wiedziałem, o co chodzi i wolałem nie wiedzieć. Pomyślałem, że są to te kobiece złe dni. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nasz kot Hanson pobiegł jako pierwszy, zaraz po nim pani Couling. Zza drzwi wyłonił się ten mężczyzna. Oznajmił nam, że nie mógł się doczekać i przyszedł teraz. Zszedłem na dół i bez wahania zapytałem, czego tak naprawdę chce. Odpowiedział, że ma dla nas ofertę. Usiedliśmy więc wszyscy wraz z Hansonem w salonie. Mężczyzna wreszcie się przedstawił. Nazywał się Jaremi. Powiedział, że ma dla nas ofertę nie do odrzucenia. Konkretnie, chciał kupić nasz pałac w zamian za nowoczesne mieszkanie w centrum miasta Greesdoor. Miasto to jedno z zamożniejszych i rozwiniętych gospodarczo miast świata. Znajdowało się ono ponad dwieście kilometrów od naszego małego miasteczka Lordgrik. Ja od razu zaprotestowałem, mieszkałem tu od dziecka, czyli jakieś dwanaście lat. Pani Couling była innego zdania i bez wahania się zgodziła. Byłem na nią wściekły. Pan Jaremi oznajmił, że dostaniemy aż trzysta tysięcy na kupno mieszkania i wyposażenia. Ja zawsze chciałem żyć w luksusach, ale bardzo przywiązałem się do naszego pałacyku, który jest w naszej rodzinie od bardzo dawna. Pan Jaremi dał pani Couling wizytówkę i kazał zadzwonić, jak się zdecyduje. Byłem zły, wybiegłem z domu i udałem się w stronę małego skweru imienia Księcia Victora. Książę Victor to założyciel tego miasteczka. Mówili na niego Książę, lecz w rzeczywistości nim nie był. Miasteczko Lordgrik zostało założone w 1853 roku, a pałac, w którym mieszkałem, należał właśnie do niego. Chodziłem po tym skwerze jakąś dobrą godzinę, gdy nagle usłyszałem głośny trzask. Ptaki na niebie wariowały tak, że niektóre spadały na ziemię. Pani Couling kazała mi szybko wracać do domu. Od razu , gdy przyszedłem, zapytałem, co się stało. Oznajmiła mi, że właśnie dzisiaj jest dzień wojny między miasteczkami Lordgrik, Stergrik i Dauking. Dzień ten, czyli 14 stycznia, co roku nazywany jest dniem wojny. W dawnych latach, gdy usłyszano strzał armaty, oznaczało to początek wojny międzymiastowej. Nie było wystrzału od 34 lat, więc nie wiedziałem, co to oznacza. Pani Couling kazała mi się natychmiastowo pakować. Uciekaliśmy. Na ulicach już po godzinie nie było żadnego samochodu. Ulice były puste i ciche. Spytałem się, gdzie uciekamy, dokąd idziemy. Opiekunka nie chciała mi dać żadnych informacji. Powiedziała tylko, że w bezpieczne miejsce. Uciekaliśmy pieszo, najpierw przez skwer, później koło kaplicy. Pani Couling nagle wyciągnęła z torebki kluczyki od samochodu. Zdziwiłem się, ponieważ nigdy nie myślałem, że umie prowadzić. Nawet nie zdążyłem zadać pytania, a już musiałem wsiadać, Jechaliśmy w ciszy przez około trzy godziny, bez postoju. W końcu stanęliśmy. Byliśmy na obrzeżach miasta Hanktown, czyli sąsiadującego miasta z Lordgrik. Wyszedłem z auta i zobaczyłem mały, skromny motel. Spytałem się, czemu nie mogliśmy zatrzymać się gdzieś bliżej. Nic nie odpowiedziała. Pani Couling miała pokój 128, a ja 199, nie wiedziałem skąd taka duża ilość pokoi, skoro naliczyłem ich tylko 10. Opiekunka powiedziała mi, żebym nie wpuszczał nikogo, tylko ją. Miałem ją rozpoznawać, gdy powie hasło PAPUGA. Byłem bardzo zmęczony, więc od razu poszedłem spać. Rano obudziła mnie Pani Couling, na cały motel krzyczała „papuga”. Otworzyłem jej, a ona kazała mi się zbierać i pojechaliśmy dalej. Byłem przerażony, wyglądało to tak, jakbyśmy przed kimś uciekali. Jechaliśmy kolejne trzy godziny. Stanęliśmy na stacji benzynowej, by kupić paliwo. Wtedy miałem okazję, by spytać się, o co chodzi. W końcu zmiękła. Powiedziała mi całą prawdę…
ROZDZIAŁ 2
Wiele lat temu w naszym pałacu mieszkała rodzina Hansów. Byli oni trzecim właścicielem tego domu. Podczas festynu zimowego w naszym mieście, który odbywał się właśnie 14 stycznia, wystrzeliła armata. Jednak wojna nie odbyła się, nikt nie wiedział, dlaczego. W nocy nagle cała rodzina została zamordowana. Zabójca uciekł. Do dzisiaj nie udało się go znaleźć. Zostawił po sobie tylko ślad wyrzeźbiony na ścianie. Była to litera K. Od tamtego dnia, gdy tylko wybucha wojna „Mr. K” zabija właściciela domu. Po tym, jak mi to powiedziała, załamałem się. Spytałem, więc dlaczego uciekamy, skoro i tak mnie zabije. Odpowiedziała mi, że musimy dotrzeć do granicy, tam bylibyśmy bezpieczni.
ROZDZIAŁ 3
Jechaliśmy kolejne godziny. Cały czas spałem, śniąc o „Mr. K”. Bałem się. Po jakimś czasie dotarliśmy do hotelu. Tak jak wcześniej mieliśmy osobne pokoje. Cały dzień przesiedziałem na łóżku. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co może mi się przydarzyć. Zastanawiałem się też, czemu pani Couling ostatnio dziwnie się zachowuje. Stwierdziłem, że na pewno chodzi o mnie, była bardzo nerwowa. Długo nie myślałem, postanowiłem uciec do mojego rodzinnego miasta i sam załatwić zabójcę. Potrzebowałem tylko trochę pieniędzy na pociąg. Była trzecia w nocy, poszedłem do pokoju Pani Couling i ostrożnie wyjąłem trochę gotówki. Wziąłem ze sobą plecak, w którym była tylko woda, kanapka, legitymacja oraz bandaż, który zawsze biorę ze sobą. Sprawdziłem w telefonie, o której jest najbliższy pociąg. Wyszedłem z pokoju, zostawiając klucz w drzwiach. Nie wiedziałem, jaka będzie reakcja pani Couling, ale szczerze nie obchodziło mnie to. Zjechałem windą na sam dół. I jak gdyby nigdy nic, wyszedłem. Po wyjściu z hotelu serce zaczęło bić mocniej, ale nie zrezygnowałem. Udałem się na peron 8, gdzie stał pociąg do miasta Hanktown, czyli tego, gdzie zatrzymaliśmy się wcześniej. Poszedłem kupić bilet. W wagonie, w którym siedziałem, był tylko stary mężczyzna. Usiadłem i poczekałem do gwizdnięcia konduktora. Mężczyzna wydawał się dość podejrzany, cały czas zerkał na mnie. Przez chwilę pomyślałem, że to „Mr.K”, ale skąd by wiedział, że postanowiłem uciec i jechać tym pociągiem. Podróż nie była długa, szybko dotarłem do wyznaczonego miejsca. Gdy wstałem, by wyjść, zobaczyłem, że nieznajomy też wstał. To dawało wiele do myślenia…
ROZDZIAŁ 4
Po wyjściu z pociągu od razu udałem się do centrum miasta. Byłem strasznie głodny, a kanapkę zjadłem w pociągu. Był poranek, więc załapałem się na ciepłe bułeczki i świeżego rogala. Było dosyć ciepło jak na tą porę roku. Śnieg powoli topniał. Poszedłem do parku. Miałem takie dziwne uczucie, że ktoś mnie śledzi. Od razu pomyślałem o nieznajomym. Usiadłem na ławce, by trochę odpocząć, aż w pewnym momencie zza drzewa wyłonił się nieznajomy w kapturze. Usiadł koło mnie.
Zanim zdążyłem wstać, powiedział do mnie „Cześć”. Nie odpowiedziałem, byłem zdziwiony i przerażony, tym bardziej, że usłyszałem damski głos. Po chwili przedstawiła się, nazywała się Jennifer Roles. Podniosłem na nią wzrok, gdyż miała takie samo nazwisko, jak... ja. Nigdy nie widziałem moich rodziców, mówiono mi, że zginęli w wypadku. W końcu wziąłem się w garść i odpowiedziałem: „Ja nazywam się Klaus Roles”. Jennifer wyglądała na młodą dziewczynę, więc moje podejrzenia, że to może być moja mama, były nieuzasadnione. Dziewczyna od razu odpowiedziała: „Czy to nie jest dziwne?”. Nie odpowiedziałem jej, zamilkłem. Jennifer w pewnym momencie z brudnej i podziurawionej kurtki wyciągnęła małe zniszczone zdjęcie. Była tam ona za młodu, kobieta trzymająca dziecko i mężczyzna z długą brodą. Spytałem, kto to; powiedziała: „To nasza rodzina….”. W tym momencie moje serce jakby stanęło, oczy były szeroko otwarte iwpatrywały się w drzewo naprzeciwko ławki. Po jakimś czasie zapytałem: „ Jesteś moją siostrą?”. Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Spytałem: „To czemu uciekłaś?”, Jennifer zamilkła, wyciągnęła tylko kartkę, na której był zapisany numer jej telefonu, dała mi ją i odeszła zakładając kaptur.
ROZDZIAŁ 5
Patrzyłem, jak odchodzi: gdy zniknęła w gęstych gałęziach krzaków, wstałem i ruszyłem dalej. Nie wiedziałem, gdzie idę. Nie przepadałem za miastem Hanktown, wydawało mi się brudnym i mało zadbanym miejscem. Szedłem chodnikiem, wpatrując się w ekran telefonu. Sprawdzałem godziny odjazdu pociągu do Lordgrik. Nagle przypomniało mi się, że nie mam wystarczającej ilości gotówki. Musiałem wybrać - nocleg w hotelu czy pociąg. Bez wahania wybrałem nocleg. Gdybym miał spać na tym zimnie, na pewno od razu bym zachorował, a już brało mnie jakieś cholerne choróbsko. Gdy przechodziłem obok teatru, zaczepił mnie nieznajomy mężczyzna z blizną na policzku. Spytał się, o której jest pociąg do Lordgrik. Udawałem, że nie słyszę i szybko się oddaliłem. Szedł za mną. Zacząłem iść szybciej i szybciej, on robił dokładnie to samo, co ja. W pewnym momencie wyjechał znajomy samochód z ulicy obok. Od razu wiedziałem, że to pani Couling. Kazała mi szybko wsiadać. Tak też zrobiłem, bo nie chciałem kolejnych awantur, lecz wiedziałem, że poddałem się. Nagle do pani Couling podbiegł ten pan i spytał, czy by go nie podwiozła do domu. Pani zawsze była miła i nie miała nic przeciwko. Jechaliśmy w ciszy, tylko pani Couling rozmawiała i wypytywała, gdzie on mieszka. Podał jakiś dziwny adres. Gdy dojechaliśmy na miejsce, przed naszymi oczyma ukazała się jakaś uliczka, nie było tam żadnej ludzkiej duszy ani domu. Nie podobało mi się to. Dlatego jak stanęliśmy, nie wytrzymałem i oznajmiłem, że idę do sklepu obok. Pani Couling powiedziała, że będzie mieć na mnie oko, żebym nie uciekł. Gdy wszedłem do sklepu, zobaczyłem samych mężczyzn mających brody i tatuaże. Kupiłem szybko najtańszą wodę i wyszedłem. Z drugiej strony ulicy widziałem auto opiekunki, lecz nie było tam nieznajomego. Widziałem tylko głowę pani Couling. Pobiegłem szybko, bo chciałem już uciekać z tej mrocznej uliczki. Gdy dotarłem do auta, moim oczom ukazało się morze krwi. Pani Couling została zamordowana. Jej twarz była cała pocięta, a mały ostry nóż wbity był w jej serce. Na przedniej szybie widniała litera „K” napisana krwią.
ROZDZIAŁ 6
Płakałem, moje oczy nie mogły przestać łzawić. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej stąd uciekać. Biegłem jak najdalej, do parku. Usiadłem na ławce i powoli to do mnie docierało. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Nagle z drugiej strony chodnika zobaczyłem mężczyznę. To był on! Ten sam, co zabił panią Couling. Powoli wstałem i czym prędzej uciekałem. Gonił mnie! Dobiegłem na stację kolejową. Czekał tam pociąg do Lordgrik. Chciałem tam szybko wskoczyć, bo byłem dość daleko od zabójcy, a pociąg zaraz odjeżdżał. W pewnym momencie wyciągnął broń! Nie miałem szans i innej drogi ucieczki. Wskoczyłem do pociągu. On nie zdążył. Serce biło jak opętane. Byłem strasznie zmęczony bieganiem. Widziałem z daleka panią od biletów. Schowałem się szybko w łazience. Gdy przeszła, poszedłem usiąść w przedziale. Cieszyłem się, że jadę do Lordgrik, ale jednocześnie byłem smutny i przygnębiony śmiercią pani Couling. W pewnej chwili z głośników odezwał się głos konduktora. Powiedział, że tata poszukuje chłopca w czerwonej czapce z daszkiem i czarną kurteczką z nadrukowaną małpeczką. Ludzie na mnie spojrzeli. To byłem ja! To był mój opis! Nie wiedziałem, kto mnie poszukuje, przecież mój tata nie żyje! W tym momencie uświadomiłem sobie, że zabójca mógł wskoczyć do pociągu. Wiedziałem też, że prędzej czy później zabije konduktora i niewinnych ludzi. Nie myliłem się….
ROZDZIAŁ 7
Pociąg stanął. Usłyszeliśmy tylko wielki trzask. Strzelił z broni, zabił konduktora. Szybko biegłem na sam koniec pociągu. Próbowałem otwierać po drodze wszystkie drzwi, ale były one zablokowane. Schowałem się w łazience. Słyszałem, że się do mnie zbliża, trzaski i krzyki ludzi były coraz słabsze. Zabił wszystkich. Nagle wszystko ucichło. Mr. K zapukał do drzwi, zamarłem. Pukał i pukał, a ja nie reagowałem. Nagle wyważył drzwi i rzucił się na mnie z pięściami. Dostałem w twarz, potem mocnym uderzeniem walnął mnie w brzuch. Upadłem. Zaczął mnie kopać, wykrwawiałem się na śmierć. W pewnym momencie zadzwonił mu telefon. Wiedział, że nie ucieknę, więc odszedł. Zapomniał wziąć pistolet z umywalki. To była moja szansa, nie mogłem jej stracić. Ostatnimi siłami wstałem, i stanąłem za nim z bronią wyciągniętą w jego stronę. Wyglądałem wtedy jak z horroru, cały we krwi, jak opętany. Mr.K spanikował; gdy chciał uciec, strzeliłem w szybę, by go odstraszyć. Z ust i nosa ciurkiem leciała krew, wiedziałem, że zaraz się wykrwawię, musiałem to zrobić szybko. Powoli pociągnąłem spust. Kula poleciała. Prosto w kamienne serce Mr.K. Upadł, nie żył. Zabiłem go! Najgorsze było w tym to, że nie czułem się z tym źle! Śmiałem się patrząc prosto w jego twarz. Sprawiało mi to przyjemność. Nagle zza zbitego okna wyłoniło się pełno samochodów policyjnych. Nie zastanawiałem się długo, musiałem uciec, lecz zanim to zrobiłem, napisałem na ścianie krwią: „Mr. K”. Spodobało mi się to…
Kolejna część Opowieści o Mr. K już wkrótce. Autor postanowił na razie pozostać anonimowy. Jak wam się podobała pierwsza część? Zostawcie swoje opinie w komentarzach. Autor na pewno się ucieszy :)
576