W ramach projektu „Wielkopolska: Rewolucje’’ została napisana i wystawiona sztuka pt. „Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro”. Mogliśmy ją zobaczyć dwa razy (14 i 15 września) w jarocińskim kinie „Echo’’. Sztuka została napisana na podstawie odnalezionej kasety nieznanego zespołu „Retrojutro’’.
Kapela podczas swojego występu w Jarocinie została wygwizdana i obrzucona pomidorami po czym zakończyła swoją karierę. Wokalista Eryk wyjechał do Norwegii gdzie pod zmienionym nazwiskiem gra w nowy zespole. Takie informacje otrzymała publiczność na początku spektaklu. Utwory, które zostały wykonane przez Dzieci Jarocina to piosenka kawiarniana, muzealna, fabryczna, telewizyjna oraz finałowa - „Takiego miasta”. Po spektaklach publiczność zadawała sobie pytanie – czy zespół Retrojutro istniał naprawdę czy to tylko może artystyczny wymysł twórców widowiska? Odpowiedź nie jest jednoznaczna i póki co, niech tak zostanie…
Wywiad z Tomaszem Jankowskim – asystentem reżyserki i prowadzącym Dzieci Jarocina:
GIG-ant: Skąd pomysł na takie przedstawienie?
T: Pomysł wyszedł od Agaty Siwiak - koordynatorki programu "Wielkopolska: Rewolucje". Jest to projekt, który w założeniu ma aktywizować lokalnych artystów amatorów, którzy działają w mniejszych ośrodkach na terenie wielkopolski. Chodzi o to, żeby z kulturą nazwijmy to wysoką wyjść z dużych miast na prowincję. Zasada jest taka, że z tymi lokalnymi grupami pracują zawodowcy, próbując stworzyć wspólnie z nimi jakieś artystyczne produkcje, bazując na własnym potencjale i ucząc się od siebie nawzajem. Agata Siwiak razem z reżyserką Weroniką Szczawińską wymyśliły sobie spektakl o Jarocinie w oparciu o festiwal, z którego nasze miasta jest przecież znane na całą Polskę. Gdzieś usłyszała o grupie Dzieci Jarocina, przyjechała do nas na próbę i jak później stwierdziła, po 30 sekundach już wiedziała, że chce z nami pracować. Po kilku tygodniach spotkaliśmy się z twórcami spektaklu czyli wspomnianą już reżyserką Weroniką Szczawińską, dramaturżką Agnieszką Jakimiak oraz kompozytorem Krzysztofem Kaliskim i zaczęliśmy prace nad spektaklem.
GIG-ant: Ile pracy trzeba było włożyć w całe przedstawienie?
T:Przygotowanie spektaklu zajęło nam nieco ponad miesiąc, ale był to czas bardzo intensywnej pracy. Biorąc pod uwagę fakt, że nasz dotychczasowy styl pracy został wywrócony do góry nogami, to w pewnym momencie wydawało mi, że tego czasu nam zabraknie. Wiadomo, że zespół Dzieci Jarocina jest specyficzny, bo po pierwsze jest bardzo liczny (40 osób), ale co ważniejsze tworzą go ludzie w różnym wieku, o różnej mentalności. Twórcy zaproponowali nam formułę, która dla nas jako zespołu do tej pory była obca. Piosenki nie były piosenkami, a raczej połamanymi rytmicznie melorecytacjami do psychodelicznych podkładów muzycznych, a i sam schemat klasycznego teatru został tutaj złamany. Podejście bardzo alternatywne. Mnie się pomysł spodobał, ale przyznam się szczerze, że na początku bałem się jak przyjmie to zespół, a w szczególności seniorzy. To jednak bardzo otwarci ludzie i zaufanie jakie zbudowaliśmy miedzy sobą przez te 3 lata, spowodowało, że i tym razem nam zaufali. Dzieci i młodzież dość szybko załapała te szalone rytmiczne połamańce piosenkowe. Z seniorami było trudniej, ale wkład pracy jaki włożyli, żeby to opanować, nauczyć się, a jeszcze potem zagrać na tzw. "luzie" jest godzien podziwu. Sam spektakl trwa ok. 40 minut, ale czas pracy liczony jest w dziesiątkach godzin.
GIG-ant: Jakie było pana uczucie po premierowym występie?
T: Z jednej strony ulgi, bo stres był ogromny, ale też spełnienia i szczęścia, że daliśmy radę. Nie ukrywam, że był taki moment w trakcie pracy nad spektaklem, kiedy miałem kryzys. Nie mniej jednak warto było. Kilka minut przed premierą powiedziałem całemu zespołowi, że jestem z nich dumny. Więc jeśli miałbym określić to uczucie jednym słowem, to byłaby to właśnie duma. Ten spektakl to dla nas nie tylko nowe otwarcie, doświadczenie, ale wiem jaki ogrom (moim zdaniem bardzo ciężkiej) pracy i serca włożyli w to przedstawienie. Jestem więc dumy z całego zespołu Dzieci Jarocina, ale i dumny z tego, że mogę z takimi wspaniałymi ludźmi pracować.
Opinie naszych polonistów:
P. Eliza Słowik:
Retrojutro to zespół, który wyprzedził swój czas. Myślę, że ten ICH ciągle jeszcze nie nadszedł, dlatego rozumiem, że nie zyskali akceptacji współczesnych sobie odbiorców. Nawet dla dzisiejszego słuchacza ich twórczość jest trudna, często niezrozumiała... krótko mówiąc,
awangardowa. Mimo to jest w niej coś, co przyciąga uwagę i nie pozwala pozostać obojętnym - wyzwala emocje. Widowisko poświęcone zespołowi było interesujące. Szczególnie podobał mi się pomysł zaangażowania artystów - przedstawicieli różnych pokoleń i to, że teksty były tak mocno osadzone w jarocińskiej rzeczywistości. Pewien niedosyt spowodowany jest
małą ilością muzyki, zwłaszcza, że ostatni utwór mógł być (i był przeze mnie) odebrany jako zwiastun kolejnych, równie dobrych. Szkoda...
P. Piotr Kowalczyk:
Dzieci Jarocina to ciekawy pomysł artystyczny - próba stworzenia zespołu propagującego polską muzykę rockową w konwencji dość oryginalnej, by nie rzec specyficznej, Jeśli różnica wieku wykonawców przekracza sześćdziesiąt lat, to jest to z pewnością eksperyment o znamionach zamierzonej prowokacji. Jeśli ich występ byłby jednorazowym happeningiem - sprawa jest oczywista. Spotkali się, zabawili, powygłupiali. Problem w tym, iż Dzieci Jarocina to nie efemeryda, chwilowa sensacja, lecz profesjonalnie prowadzona grupa utalentowanych artystów. Dowodzi nimi Tomek Jankowski, postać nietuzinkowa w jarocińskiej przestrzeni kulturalnej, facet pełen zapału i ciekawych pomysłów, od ładnych kilku lat realizujący swoje pomysły, zwłaszcza muzyczne, z coraz większym rozmachem i coraz bardziej spektakularnie. Jego poważnym atutem jest umiejętność współpracy ze zróżnicowanym nie tylko w kwestii wieku środowiskiem talentów muzycznych Jarocina. Gdzie jak gdzie, ale w Jarocinie ta wartość, podsycana festiwalową legendą, ma szczególny wymiar. A kolejny atut to niesłabnąca pasja Tomka i umiejętność przekonywania innych do swoich pomysłów.
Widowisko Retrojutro to zaskakująco dojrzały projekt, który i Tomka, i Dzieci Jarocina każe posądzać o skok w ...nadprzestrzeń. To już nie tylko tkanka muzyczna, nawiasem mówiąc bardzo ciekawa, ale przede wszystkim "prawdziwa" sceniczność, teatralność. Kapitalnie prezentują się dzieci - na szczęście spontaniczne i naturalne, co zapewne było zamierzonym efektem. Lekka trema, widoczna w poczynaniach aktorów, czyni ich autentycznymi, szczerymi i najlepiej obrazuje skalę towarzyszących im emocji. No bo scena to scena. Występ to wyzwanie, wielka próba sprawności, wypracowanych na licznych próbach elementów aktorstwa. Trudno o zimną krew, gdy widownia pełna, reagująca, wymagająca...Do tego pełna znajomych twarzy. Żony, mężowie, dzieci, wnuki...
Ten charakterystyczny dla rodzinnej atmosfery klimat życzliwego oczekiwania na finał przyniósł artystom sporą dozę satysfakcji, bo oklaski były szczere, niewymuszone, spontaniczne. Więź między sceną i widownią była aż nadto widoczna.
Ciekawa byłą też konwencja spektaklu nawiązującego do historii festiwalu jarocińskiego sprzed lat, delikatny ton dramatyzmu, nastrój przywoływanej niezbyt nachalnie retrospekcji zmieszanej z refleksami Jarocina współczesnego. Moim zdaniem - Jarocina ograbionego ze świetności klimatu festiwalowego, klimatu zużytego cokolwiek, bo odartego z aury wyjątkowości.
Jestem pełen uznania dla realizatorów pomysłu Retrojutra. Warto dodać, iż wykonawcy to amatorzy w czystej postaci. To właśnie przemawia do mnie najmocniej. Jeśli Dzieci Jarocina utrzymają ten poziom artystycznej naturalności i szczerości w kolejnych projektach, to z całą pewnością zasłużą na miano wizytówki Jarocina. Podobnie jak festiwal...
Opracowanie: Wiktoria Górnaś
(fot. U. Tarasiewicz)
1740
Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.