Uwaga! Ta strona używa plików cookies (tzw. ciasteczka), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

Miło nam zaprezentować czytelnikom GIG-anta literacki debiut Julii Błaszczyk, 12-letniej uczennicy golińskiej szkoły podstawowej.

Odłożyłam kolejną przeczytaną książkę o wilkołakach. Uwielbiałam tę tematykę. Właściwie wszystko, co było związane z wilkołakami, wampirami, kościotrupami i zombie. Ubrania, tapety w telefonie czy komputerze, bransoletki, naszyjniki, etui na telefon i wiele, wiele innych rzeczy, które posiadałam było właśnie w tej "tonacji". Ostatnio zauważyłam w sklepie piękną tapetę na ścianę, na której był piękny czarny wilkołak. Stwierdziłam że muszę ją mieć, ale gdy powiedziałam o niej rodzicom, stwierdzili, że przesadzam. A więc z tapety nici. Ale ja się nie poddaje. Jeszcze będę ją mieć. A teraz może opowiem coś o sobie. Mam na imię Luiza. Mieszkam w Golinie i mam trzynaście lat. Moje włosy są koloru brązowego, a oczy koloru zielonego. Mam 165 centymetrów wzrostu. Na ogół jestem towarzyska, ale szybko się denerwuję. Bardzo lubię zwierzęta, mam nawet psa o imieniu Hetman. Dobrze, koniec tego gadania, bo rodzice wołają mnie na kolację.
***
Po zjedzonej kolacji i umyciu zębów (oczywiście) położyłam się do łóżka. Wzięłam ze sobą książkę, tym razem o zombie. Czytałam ją chyba z dwie godziny i nawet nie wiedziałam, kiedy usnęłam…
Obudziło mnie krakanie wron. Co one tu robią? Przecież jest noc, a na dodatek mam zamknięte okno. Dziwne… Powoli zaczęłam otwierać oczy. Jakież zdziwienie mnie dopadło, gdy zobaczyłam, że nie jestem w swoim pokoju. Leżałam na ziemi, w dodatku zimnej . Zaczęłam się zastanawiać, jak się tu znalazłam. Przecież zasnęłam w swoim łóżku. Gdy się podniosłam, zobaczyłam, że leżę pod mostem. To w sumie niedaleko od mojego domu, więc postanowiłam, że czas się ruszyć. Tylko co ja powiem rodzicom, gdy w środku nocy zadzwonię do drzwi? A może drzwi są otwarte? Jakoś musiałam wejść. A co, jeśli się obudzą? Może wydawać się to dziwne, ale nie bałam się, że jest ciemno. Wręcz przeciwnie, kochałam ciemności. Tak rozmyślając, doszłam do mojego domu… Zaraz, zaraz gdzie jest mój dom?! Przecież tu stał. Zaczęłam się rozglądać, ale domów moich sąsiadów też nie było. Czy to sen? Nie wiedziałam, co teraz zrobić. Czy mam iść dalej, czy tu stać? Nie czułam się jak we śnie, ale to przecieżnie możliwe, żeby mój dom zniknął. Stałam jak słup soli i nie wiedziałam, w którą stronę się ruszyć. Coraz bardziej byłam pewna, że to nie sen, to wszystko wydawało się jednak realne. Tak rozmyślałam, aż do chwili gdy ktoś złapał mnie od tyłu i zakrył usta ręką.
- Puść! Ratunkuuuuu!- krzyczałam, jednak tajemnicza postać zdawała się nie reagować na moje wrzaski.
- Cicho! Nie krzycz tak - po dłuższej chwili powiedziała postać, dzięki czemu mogłam wywnioskować, że to chłopak. Po chwili mnie puścił, ale gdy się odwróciłam, nie ujrzałam jego twarzy, bo stał w mroku.
- Kim ty w ogóle jesteś? –zapytałam.
- Mam na imię Kajtek. A ty?- spytał, podchodząc bliżej. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Był to chłopak w wieku około trzynastu lat. Miał gęste, śnieżnobiałe (wow!) włosy, około 170 centymetrów wzrostu i niebieskie oczy. No co, w nocy jakoś też udaje się takie sprawy dostrzec
- Luiza - odpowiedziałam.
- Jak się tu znalazłaś?- spytał.
- Sama nie wiem… Zasnęłam w swoim łóżku, a obudziłam się tu.
- Dziwne - odpowiedział nad czymś się zastanawiając. - A gdzie mieszkasz?
- Tutaj - powiedziałam. Może nie było tu mojego domu, ale zawsze tu stał.
- Nie ma tu żadnego domu. Jest za to pole – powiedział.
- Przecież widzę - powiedziałam zirytowana. - Stał tu. Przecież zasnęłam w moim łóżku, w moim domu, który tu stał. Nie moja wina, że dostał nóg i sobie poszedł. Domów moich sąsiadów też nie ma.
- Jeśli chodzi o dom państwa Karolskich, to spłonął trzy lata temu – rzekł.
- Co do tego pożaru, to raczej niemożliwe, bo dzisiaj po południu opiekowałam się ich córką.
- Która jest zombie i stoi za tobą- powiedział w taki sposób, jakby życzył mi wszystkiego najlepszego z powodu urodzin. Momentalnie się odwróciłam. To, co zobaczyłam, przyprawiło mnie dreszcze. Przede mną nie stała ta mała słodka dziewczynka, którą znałam. To było właściwie zombie. Zamiast słodkich dwóch kucyków po bokach były rozpuszczone włosy, które wyglądały jakby gniły. Różowa, piękna sukienka była teraz podarta i brudna, a na dodatek w rączce dziewczynka trzymała swojego ulubionego misia Alberta, który teraz był brudny i nie miał oka. W pewnej chwili dziewczynka wyciągnęła ręce i zaczęła iść w moją stronę.
- Aaaaaa! Zabierz ją ode mnie! Zabierz! – krzyczałam i szybko podbiegłam w stronę Kajtka. No co, jakoś musiałam się ratować, przecież szło w moją stronę dziecko-zombie, które mówiło coś niezrozumiałego.
- Hej! Przestań, nic ci nie zrobi- powiedział, odchodząc w stronę dziewczynki. - No co, znowu się zgubiłaś? Chodź, odprowadzę cię do mamy.
- Co zrobisz?- spytałam zdziwiona.
- Odprowadzę ją do rodziców - odpowiedział nadzwyczaj spokojnie.
- Ale to zombie - powiedziałam- chcesz, aby cię zjedli?
- Ech… Nie rozumiesz tego - powiedział biorąc dziewczynkę na ręce.- Jak ją odprowadzimy, to ci wszystko powiem. Ok?
- Ok – powiedziałam, po czym ruszyliśmy szukać rodziców zombie.
***
Po drodze minęły nas cztery kościotrupy, pięć zombie i jeden wampir. Nikt nas nie zaatakował, a co dziwniejsze - wszyscy mówili dzień dobry, bądź kłaniali się, ale wydawali się jacyś smutni. Gdy dziewczynkę odprowadziliśmy do jej rodziców, poszliśmy do domu Kajtka.
- Nie ma tu innych ludzi? -spytałam.
- Oprócz mnie i ciebie nie -oznajmił.
- Dlaczego?- koniecznie chciałam się dowiedzieć. o co w tym chodzi.
- Chodź, usiądziemy na kanapie - i to powiedziawszy, poszedł w kierunku małej czarnej kanapy w rogu salonu.
- Zamieniam się w słuch – powiedziałam, gdy usiedliśmy.
- Jak zapewne widziałaś, wszyscy są albo wampirami, albo zombie lub też kościotrupami –zaczął. - Są one twórczością pewnego bardzo potężnego wampira. Mieszka on pod lasem, w wielkim, czarnym zamczysku. Jest on właścicielem Goliny. Siedem lat temu jego żona miała urodzić ich pierwszego syna, jednak z powodu powikłań umarła przy porodzie wraz z ich synem. Po tym wydarzeniu załamał się i zaczął zamieniać ludzi, dzięki swoim czarom,  w przeróżne istoty. Miałem wtedy sześć lat i nie wiedziałem, co się dzieje, jednak moja mama zadbała o mnie i schowała mnie w miejscu, gdzie będę bezpieczny. Gdy wampir przerwał swoje czary, myśląc, że nie ma już żadnego "wolnego" człowieka, ja jedyny jednak pozostałem i do tej pory muszę się ukrywać.
- Przykro mi. Ale nie myślałeś, żeby jakoś poprosić tego wampira, aby zmienił twoich rodziców i innych... z powrotem?- spytałam.- Może się tam udasz?
- To i tak na nic  -powiedział. -No nic, chodźmy już spać. Zbliża się dwudziesta trzecia.
- No dobrze, a gdzie mam spać?- spytałam.
- Możesz na kanapie- powiedział idąc w stronę  -zapewne - swojego pokoju. Poczułam, że chce mi się spać, więc ułożyłam się na kanapie. Po chwili usnęłam.
***
Gdy się obudziłam, było ciemno. Stwierdziłam, że jest jeszcze noc, więc postanowiłam dalej spać. Wtedy usłyszałam głos Kajtka.
- Już miałem cię budzić. Jest dziesiąta.
- Przecież jest ciemno… - zaczęłam.
- Tutaj zawsze jest ciemno - powiedział. - Po południu jest trochę jaśniej. Od siedmiu lat nie widziałem słońca.
- Rozumiem…- powiedziałam zdziwiona. Jak można żyć bez słońca? – Wiesz, nie chcę robić kłopotu, ale czy masz coś do jedzenia?
- Nie, ale pójdę upolować coś do lasu - powiedział, wyciągając z szafy łuk i strzały.
- Mogę iść z tobą? - spytałam. Zawsze chciałam iść na takie polowanie.
- Jak chcesz…- odpowiedział. Po pięciu minutach wyruszyliśmy z domu. Gdy weszliśmy do lasu, od razu go poznałam. Byłam w nim tysiące razy z rodzicami czy koleżankami. Z tym, że ten las wyglądał inaczej. Nie było tu prawie światła, liście na drzewach nie były zielone, tylko czarne lub brązowe, a na dodatek nie było słychać tego przyjemnego śpiewu ptaków.
- Zapewne myślisz, dlaczego nie ma przy mnie moich rodziców- zaczął Kajtek.
- Są przecież zmienieni – powiedziałam.
- Tak, ale mogłem się nimi opiekować. Jednak oni są wilkołakami. Atakują byle kogo, aby się pożywić. Wilkołaki nie są tak łagodne, jak zombie czy kościotrupy.
- Przykro mi – powiedziałam ze współczuciem w głosie – jak tak szliśmy do tego lasu, to sobie pomyślałam, że mogę jakoś poprosić tego wampira, aby odczarował ludzi. Może mnie wysłucha. Wszyscy mi mówią, że mam dar przekonywania...
- Świetnie, że próbujesz pomóc, ale wątpię, czy twój dar przekonywania pomoże - powiedział.
- Warto spróbować, a poza tym moją drugą cechą jest upór. Awięc tak długo będę cie męczyć, aż się nie zgodzisz - powiedziałam. Kajtek tylko westchnął i poszedł szukać zwierzyny.
***
Gdy wracaliśmy bombardowałam go prośbami, aby zaprowadził mnie na zamek. Prosiłam go chyba z 50 razy i w końcu się zgodził. A nie mówiłam, że się zgodzi?
- Jak zjemy, to cię zaprowadzę, ok?- spytał zmęczony. Byliśmy w lesie z dwie godziny. Mało jest tam zwierzyny, ale ostatecznie Kajtek upolował sarnę. Po powrocie do domu odpowiednio przyrządził mięso, a później je upiekł. Byłam pod wrażeniem. Ja ledwo co umiałam zrobić budyń, a gdzie przyrządzić sarnę. Po posiłku udaliśmy się do zamku. Po drodze wypytywałam Kajtka o różne rzeczy.
- Przecież niedaleko jest wieś. Nikt nigdy nie przyszedł pomóc?- spytałam.
- Wiele osób próbowało, ale nic z tego - i tu głową wskazał na przechodzącego obok nas kościotrupa.
- Mam nadzieję, że nam się uda - powiedziałam. Szliśmy jeszcze z piętnaście minut, po czym doszliśmy na miejsce. Zamek rzeczywiście był ogromny. Dookoła otaczała go wielka fosa. Miał kilka wież, każda czarna, a na samej górze każdej wieży było okno, a właściwie okienko. Oprócz tego zamek miał kilka wielkich okien, ale w żadnym z nich nie świeciło się światło. Jak to u wampirów...Przed nami były wielkie drzwi, a na nich kołatka z głową wilka.
- Panie przodem - powiedział Kajtek.
- Okej…- rzuciłam i ruszyłam przed siebie, a za mną mój towarzysz. Ledwie zapukałam do drzwi -ta kołatka waży chyba z dziesięć kilo. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Tak? – spytał starszy pan, zapewne wampir.
- Mam na imię Luiza. Ja do właściciela Goliny…- zaczęłam niepewnie.
- Niech wejdzie- odezwał się za drzwiami poważny głos. Po chwili starszy pan otworzył drzwi szerzej i nas wpuścił. Naszym oczom ukazał się pokój. Przed nami były schody prowadzące na górę, a na nich znajdował się czerwony dywan. Ściany do połowy miały czerwoną tapetę, a na nich znajdowało się mnóstwo obrazów. Po bokach były drzwi, a nad nami był piękny, wielki żyrandol. Wyglądał jakby był z kryształów. Może zresztą był?
- Chodźcie na górę – powiedział wampir. Był to zapewne „człowiek”, do którego przyszliśmy. Miał brązowe włosy, które zaczynały siwieć, obojętny wyraz twarzy, blada cerę i podkrążone oczy. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Zaczęliśmy iść na górę. Gdy tam doszliśmy, przed nami ukazał się długi korytarz. Wampir szedł dalej, w pewnej chwili wszedł do jakiegoś pokoju, a my za nim. Wyglądał on jak jakiś gabinet.
- Usiądźcie - powiedział i wskazał na dwa krzesła przed biurkiem, jednak sam nie usiadł, tylko stanął przy kominku.
- A więc…- zaczął-  po co przychodzicie?
- Musi pan odczarować wszystkich ludzi- wypaliłam nagle tak ostro, że aż sama się zdziwiłam.
- Niby czemu?- spytał z wielkim spokojem.
- Te dzieci, ich rodzice, przyjaciele, oni nie są winni śmierci pana żony - powiedziałam.
- Może i nie, ale dlaczego oni mogą wieść normalne życie, a ja nie?- spytał.  -Co takiego zrobiłem, że zabrano mi dwie najważniejsze dla mnie osoby?
- Przykro mi z powodu pana żony, ale inni nie są niczemu winni - powiedziałam. Wiedziałam, że muszę użyć poważnych argumentów.- Co by pana żona powiedziała na pana zachowanie?
- Była dobrą kobietą…- powiedział.
- Więc widzi pan, pana żona na pewno chciałaby, aby pan się zmienił i był szczęśliwy- powiedziałam. Wiedziałam, że musi się udać. Wampir zamilkł. Wyraźnie wymiękał...
- Masz rację, drogie dziecko. Zmienię się, odczaruję wszystkich, nawet zaraz. Byłem głupcem. Nie pozwoliłem sobie pomóc, tylko niszczyłem wszystko, co było dookoła mnie. Twoja wizyta dała mi do zrozumienia, że źle robiłem - powiedział, a zaraz potem wyszedł z nami na dwór i zaczął zmieniać ludzi do ich normalnych form. Przychodziło mu to niezwykle łatwo. Jednak ciekawiła mnie jeszcze jedna rzecz.
- Ej, Kajtek?-  spytałam Kajtka, który nie mógł oderwać się od swojej odczarowanej mamy.
- Tak?- spytał, odwracając się w moją stronę.
- A tak właściwie - dlaczego nie ma mojego domu i dlaczego Golina jest jakaś inna?
- A wiesz, który jest rok? – spytał z uśmiechem na twarzy.
- 2018 – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Nie, 1970 – oznajmił. - To dlatego nie ma twojego domu.
- Nie mogłeś powiedzieć mi tego wcześniej?- powiedziałam zdenerwowana.- A ja głupia nad tym się zastanawiałam!
- Ciekaw byłem, czy do tego dojdziesz - powiedział. Ale pozostaje problem. jak dostaniesz się do domu?
- Jakoś do tego dojdziemy - powiedziałam – Ale to już zupełnie inna historia.

Autor: Julia Błaszczyk kl.VI

Prosimy o opinie na temat tego utworu. Zachęcamy też do przysyłania do naszej redakcji własnych literackich próbek. W końcu kultura to nie bzdura!

Magdalena Walczak, 27.05.2018 20:15
0,

323


Komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.

Dodaj komentarz