Uwaga! Ta strona używa plików cookies (tzw. ciasteczka), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

Rozmowa z Pawłem Sołtysem - Pablopavo, artystą który wraz z zespołem Ludziki był gościem specjalnym koncertu galowego VIII Festiwalu Piosenki Młodzieżowej "Śpiewaj i walcz!" - Golina 2016.

GIG-ant: Co pana inspiruje podczas tworzenia utworów?
Pablopavo: Bez wątpienia inspiruje mnie otaczająca mnie rzeczywistość, miasto, w którym żyję, ludzie, których spotykam, historie, które widzę lub mi ktoś opowiada. Natomiast jest też druga rzecz. Nie ma co tego ukrywać, że inspiruje mnie też sztuka innych ludzi, książki, muzyka; czasami film - najrzadziej w sumie - ale też się zdarza. Więc są jakby dwie drogi: jedna to jest po prostu rzeczywistość, która mnie otacza, a druga to jest sztuka i literatura, z którą się spotykam, która mnie interesuje.

GIG-ant: Jak według pana nagrody wpływają na rozwój kariery muzycznej?
Pablopavo: W Polsce niespecjalnie. U nas jest mało tych nagród dla muzyków. Więcej jest nagród dla pisarzy i dla malarzy. Właściwie dla muzyków to jest ten paszport (Paszport Polityki). Jeśli mówimy o muzyce poważnej, to jest trochę inaczej. Bez wątpienia jest szansa, że więcej osób o tobie usłyszy. Natomiast i tak potem to trzeba jakoś zdyskontować za pomocą koncertów, płyt. Ja dostałem Paszport Polityki, ważną nagrodę. Czy ona zmieniła coś tak bardzo w moim życiu? Myślę, że nie. To było oczywiście przyjemne. Dostałem jakieś pieniądze w związku z tą nagrodą - to też było miłe. Moja żona była zadowolona. Natomiast pozycję w świecie muzycznym buduje się poprzez nagrywanie płyt i granie koncertów.

GIG-ant: Czy posiada pan inne zainteresowania oprócz muzyki?
Pablopavo: Mam nadzieję, że tak. Muzyka poza tym, że jest moją pasją, jest też moją pracą, więc oszalałbym, gdybym zajmował się tylko tym. Ja przede wszystkim jestem molem książkowym. Książki są dla mnie ważne. Jestem też kibicem sportowym zagorzałym fanem piłki nożnej, lekkoatletyki i niektórych sportów zimowych. To są rzeczy, które mnie interesują. Teraz mam też małą córeczkę, więc jednym z moich hobby jest małe dziecko…

10262151_1103795903014314_8040995090258150318_n

GIG-ant: Który ze swoich utworów lubi pan najbardziej?
Pablopavo: Standardowa odpowiedź na to pytanie brzmi: „wszystko to są moje dzieci, każde z tych dzieci kocham”. Prawda jest taka oczywiście, że są numery, które wyszły lepiej albo które mają dla mnie znaczenie emocjonalne. Natomiast jest nitric oxide and viagra ich dużo, nagrałem pewnie z 400 piosenek w życiu, a może i więcej. Niektórych już pewnie nie pamiętam. W ostatnim czasie bardzo lubię piosenkę, która się nazywa „Patrz, jak się stara wiatr”. Będziemy ją grali dzisiaj. Jest to taka historia o starszym mężczyźnie, który podsumowuje swoje życie. Uważam, że coś się w tej piosence udało, bo dosyć łatwo jest napisać piosenkę o sobie, o swoich odczuciach, o tym co się samemu uważa, a trudniej się wcielić w kogoś. To mnie zawsze fascynowało i wydaje mi się, że w tej piosence to wyszło.

 

GIG-ant: Jakiej muzyki słuchał pan, gdy był w naszym wieku?
Pablopavo: Słuchałem dużo tzw. hipisowskiego rocka, czyli The Doors, Hendriksa, Personel Play. Z drugiej strony już miałem starszych kolegów którzy pożyczali mi płyty reggae, Bakshish, Black Uhuru, dużo jamajskiej muzyki reggae, więc to gdzieś się tam mieszało. cialis generic pharmacy Trochę już wtedy zacząłem słuchać jazzu. Miałem też starszych kolegów, którzy mi podrzucali płyty Milesa Davisa, Coltrane’a. Pamiętam, że jak miałem nową kasetę, to potrafiłem praktycznie słuchać jej non stop, w domu na magnetofonie. Chyba nigdy aż tak zachłannie nie słuchałem muzyki, a ona tak bardzo na mnie działała. No ale to jest normalne, po prostu w tym wieku czy książka, czy muzyka działa po prostu bardziej, bo jesteście w „uprzywilejowanym” momencie. To jest bardzo fajny moment kiedy wszystko działa mocno i nie ma takiego cynizmu, jakiegoś podejścia lekceważącego. Wszystko jest mocne tu i teraz.

12891018_1103795443014360_1806081133016578162_o

GIG-ant: Co pana pociąga w muzyce reggae?
Pablopavo: Ja teraz oczywiście mam zespół reggae. Natomiast gram różne rzecz. Łatwiej powiedzieć, co mnie pociągało 10 czy 15 lat temu, kiedy właśnie ta muzyka mnie zafascynowała. Dwie rzeczy - na pewno - taka prostolinijność, wręcz naiwność przekazu, że to nie było przeintelektualizowane, sztuczne, tylko proste słowa do prostych ludzi. Bob Marley powiedział, że reggae szczególnie w latach 70., kiedy powstawało, to jest gazeta dla biednych ludzi. I to mi pomagało, i chciałem robić takie rzeczy. Właśnie ta muzyka była gazetą dla biednych. Druga rzecz bez wątpienia to rytm, taneczność reggae. To jest jeden z tych rodzajów muzyki, który po prostu porywa do tańca. Ja do dzisiaj uważam, iż kiedy robimy piosenkę reggae, to tekst polega na tym, że jak słuchasz tego, to ci noga chodzi, zaczynasz się „bujać”, to wtedy jest dobra piosenka reggae, a jak wtedy się nie bujasz, to znaczy, że coś nie wyszło.

GIG-ant: Jaki jest pana stosunek do udostępniania swojej muzyki w Internecie?
Pablopavo: Ja bym powiedział tak - takie czasy. Nie ma sensu z tym walczyć. Zresztą, wszystko jest w Internecie. Natomiast ciekawe jest to, że od pewnego czasu, kiedy my np. zrezygnowaliśmy z udostępniania muzyki na Spotify - z różnych powodów - to sprzedaż naszych płyt wzrosła. To znaczy, że jest grupa ludzi, którzy po prostu zbierają płyty. Sprzedaje się muzykę na nośnikach od 80 lat. Tak naprawdę w historii muzyki to jest nic, bo muzyka ma lat 20 tysięcy. Ja nie mam zamiaru z tym walczyć, nie podaję do sądu nikogo, kto wrzuca moje piosenki do sieci. Takie mamy czasy i to ma swoje wady i zalety. Wady są oczywiście takie, że w muzycy nie zarabiają i wielu moich fantastycznych kolegów musiało rzucić muzykę, pójść po prostu do pracy, żeby móc utrzymać rodzinę. To jest smutne. Natomiast z drugiej strony prawie każdy może swoją muzyką zainteresować ludzi na całym świecie. Kiedy ja zaczynałem, to było niemożliwe. Dwadzieścia lat temu nie było Internetu, a teraz właściwie możesz w domu nagrać sobie płytę. To już nie jest bardzo trudne. I za chwilę ktoś w Nowym Jorku może się tym fascynować. To jest super. Jak wszystko, tak rozwój ludzkości niesie to za sobą dobre i złe rzeczy.

10407032_1698609323753602_1024464281523147918_n

GIG-ant: Czego nie lubi pan w polskiej muzyce, a co pan ceni?
Pablopavo: Nie lubię silenia się na kopie tzn. to szczególnie dziennikarze muzyczni tak wzięli to jest polski Led Zeppelin, to jest polska Rihanna i tak dalej, to mnie nudzi. Jest Rihanna w Stanach to po co nam polska Rihanna, róbmy viagra mg strength coś swojego. Co lubię? Ostatnie pięć lat lubię, wydaje mi się że jest bardzo dobrze z polską muzyką. W sensie jest dużo nowych zespołów, młodych, w bardzo różnych rodzajach muzyki od hip-hop przez muzykę elektroniczną po rockową, które są świetne, wydaje mi się, że za mojego życia jest to jest najwyższy poziom muzyczny jaki był i to mnie bardzo cieszy.

GIG-ant: Na ile czuje się pan artystą niezależnym? Czy to w ogóle jest możliwe przy stwierdzeniu, że z czegoś trzeba żyć?
Pablopavo: Ja mogę powiedzieć jakie mam podejście. Nie gram dla polityków, żadnej że tak powiem opcji politycznej - to jest moje założenie. Mogę odmawiać różnym organizatorom koncertów, które mi się nie podobają i odmawiam - z różnych powodów. Natomiast jest to taki zawód, w którym jest pewna schizofrenia. Tzn. że bycie muzykiem oznacza, że ktoś musi tę muzykę kupować, płacić za koncerty i tak dalej. Natomiast ja gdzieś się widzę w połowie drogi. Nie jestem punkowcem. Wczoraj grałem w filharmonii szczecińskiej, więc trudno powiedzieć, żebym był totalnie niezależnym artystą. Natomiast wybieram sobie projekty, które chcę robić i pod tym względem jestem niezależny; nie robię rzeczy, których nie chcę. Zawsze mam na końcu głowy, że mogę iść pracować do księgarni. Nie gram do kotleta, nie gram np. na takich imprezach typu dwudziesta rocznica firmy X, więc pod tym względem jestem niezależny.

GIG-ant: Czy ma pan jakąś radę dla laureatów dzisiejszej gali?
Pablopavo: Rad mogę mieć dużo, natomiast warto pamiętać, że szczególnie życie niesie wiele niespodzianek. Ostatnio się zastanawiałem, jak to w ogóle było, że zostałem zawodowym muzykiem. W takim sensie, że żyję z tego i właściwie to jest 90% mojego życia. Pamiętam, że my zaczynaliśmy w jakieś piwnicy, na instrumentach, na których się nie dało grać, od kogoś tam wyciągniętych. Perkusję zrobiliśmy z pokrywek i z butelki od tussipectu. Trzeba cholernie chcieć. Nie ma gwarancji sukcesu. Jeżeli nie generic cialis będzie takiego dążenia, takiej miłości do muzyki, to na pewno się nie uda. Natomiast przykre jest to, że może być to dążenie, że może być ta miłość, a i tak się nie uda. Taki jest rynek, tutaj nie ma żadnej gwarancji, ktoś ma troszkę więcej talentu, ktoś ma troszkę więcej szczęścia. Bo szczęście niestety też jest bardzo pomocne, żeby np. w odpowiednim momencie wydać płytę. Natomiast jeśli nie ma pasji, jeśli np. masz 15 lat i kalkulujesz, kto kupi moją płytę albo że może powinienem grzywkę sobie zrobić na lewą stronę, bo to teraz jest bardziej popularne wśród młodzieży, to nie będziesz muzykiem. Może ci się uda na rok, na dwa, natomiast pasja jest najważniejsza. Do tego trzeba mieć kupę szczęścia.

Rozmawiali: Patrycja Klupś oraz Filip Jankowski

fot. Michał Skrzypczak

Tomek Jankowski, 06.04.2016 17:58
0,

568


Komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.

Dodaj komentarz