Uwaga! Ta strona używa plików cookies (tzw. ciasteczka), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

Jak co roku o tej porze pokusiłem się o zestawienie dziesięciu albumów, które w 2016 roku wywarły na mnie największe wrażenie. Wybór bardzo subiektywny, niekoniecznie pokrywający się podobnymi do tego rankingami, których w ostatniuch dniach pojawia się nie mało. Choć jest tu jeden wyjątek, a po prawdzie to nawet dwa.

Od razu uprzedzam, że na poniższą listę nie trafił album Sylwii Grzeszczak z mega przebojem "Tamta dziewczyna". Przyznaję jednak, że osobiście artystkę cenię, ba nawet kupiłem jej najnowszą płytę (a dwie poprzednie również posiadam). Nie nabyłem za to nowych krążków Kultu, Perfectu czy Agnieszki Chylińskiej. Nie kupiłem nawet Brodki!!! Skusiłem się za to na T.Love, ale tego albumu również tutaj nie będzie. Czy "tuzy" polskiej muzyki nudzą i są wtórni? Może tak daleko bym mimo wszystko nie wybiegał z ocenami, co nie zmienia faktu, że w moim prywatnym zestawieniu TOP 10 za 2016 ich zabrakło. I tyle na ten temat. Żeby już nie przedłużać, zapraszam do lektury oraz (przede wszystkim!!!) posłuchania.

 

10. KUBA LECIEJ - Echo

Z twórczością Kuby po raz pierwszy zetknąłem się grubo ponad 10 lat temu przy okazji koncertu prowadzonej przez niego formacji Good God. Byłem pod ogromnym wrażeniem, że kapela z sąsiedniego miasta (Krotoszyna) ma takiego kopa, że człowiek czuł się po koncercie, jakby walec po nim przejechał. Niedługo potem zespół się rozwiązał, a Kuba zniknął na jakiś czas ze świata muzyki. Do wydania swojego debiutanckiego solowego albumu przygotowywał się dość długo. Trzy lata temu w sieci pojawił się utwór "Kamienie", a po drodze była jeszcze m.in. współpraca z hip-hopowcami czy nagranie płyty z grupą Candida. W 2016 r. wreszcie ukazało się "Echo". Płyta bardzo osobista (teksty), zawierająca naprawdę fajne piosenki. Choć nie ma na niej już takiego "łojenia" jak we wspomnianym Good God, to jednak instrumentem wiodącym jest gitara. Gitara czasem zadziorna, czasem melancholijna, ale przede wszystkim bardzo melodyjna :)

 

9. MADEMOISELLE CARMEL - Mademoiselle Carmel

Nazwa zespołu obiła mi się o uszy już jakieś 2-3 lata temu, ale jakoś nie było sposobności, żeby zapoznać się z twórczością tej formacji nieco bliżej. Dość nieoczekiwanie i przypadkowo trafiłem na koncert Mademoiselle Carmel w tegoroczne wakacje. Grupa w ostatniej chwili zastąpiła inny band, który ze względu na problemy zdrowotne jednego z muzyków, nie mógł wystąpić na Powidz Jam Festival. No i muszę przyznać, że koncert mnie oczarował. Podobnie jak wokalistka. Urocza i słodka jak karmel, a przy tym obdarzona naprawdę fajnym głosem. Jesienią ukazał się debiutancki album załogi z Poznania. Nigdy nie ukrywałem, że nie do końca przemawia do mnie muzyka raga czy dancehall - choć na koncertach sprawdza się to znakomicie - i z tej płyty wolę te bardziej transowe utwory, jak przedstawiona poniżej "Ryba" czy "One dream". Mimo wszystko chętnie zostanę na śniadanie... Jako kolega, nie kochanek.... Chociaż nie miałbym nic na przeciwko romansowi... muzycznemu  rzecz jasna ;)

 

8. THE BARTENDERS - Poles are movin'!

Polacy kochają tańczyć, co jest powszechnie uznanym faktem. Szkoda tylko, że połowa kraju (jak nie więcej) wygina śmiało ciało w rytm piosenek typu "Przez twe oczy zielone". Czasem warto jednak zamknąć oczy - nawet jak się ma ich zielonkawy odcień, jak niżej podpisany - i wyobrazić sobie eleganckich panów stojących na scenie z instrumentami, błyszczącą scenografię, a na parkiecie piękne panie w zwiewnych sukienkach w grochy i sznurem pereł na szyi oraz nienagannie ubranych panów tańczących ska. Wszystko to bardzo stylowe, trochę retro. Bo taka właśnie jest ta płyta. Nogi same rwą się do tańca. Muzyka bije niezwykła lekkością, galopującymi synkopami, czasem nieco zadziorna, łobuzerska. Jak mawiają muzycy - chłopaki widzą co to dobry swing. Dodam tylko, że poza wspomnianą płytą, Bartendersi wypuścili w minionym roku singla z odświeżoną wersją utworu "To już nie twist" z repertuaru Alibabek, z udziałem właśnie wokalistek tworzących przed laty ów zespół. W takim składzie byli jedna z gwiazd Męskiego Grania. Karnawał się już zaczął, więc tańczcie. Również przy muzyce The Bartenders :)

 

7. GA GA ZIELONE ŻABKI - Nowy porządek

Smalec to ojciec chrzestny mojego młodzieńczego buntu. Słynny już występ zespołu Ga Ga podczas telewizyjnej transmisji z jarocińskiego festiwalu w 1992 r. wywarł na mnie i wielu moich rówieśnikach ogromne wrażenie. Dla mojego pokolenia urósł on do miana kultowego. Od tamtego wydarzenia minęło prawie 25 lat, a Smalec ciągle na barykadzie punk rocka. Nie należy on jednak do tzw. weteranów, którzy odcinają kupony od dawnej sławy i splendoru. Grupa od lat konsekwentnie kroczy wyznaczoną przez siebie ścieżką, nagrywa nowe płyty, wysyłając w świat radykalny przekaz. Bez całej tej showbiznesowej machiny, mega promocji. W myśl zasady DIY. Wierni sobie, wpływają na świadomość swoich słuchaczy, a publiczność mają oddaną trzeba przyznać. Jak tak patrzę na Smalca na scenie, to mimo iż na twarzy widać nieunikniony upływ czasu, to ja jedna nadal mu wierzę. A "Nowy porządek" to znakomity punkrockowy, zaangażowany album, z dość wyraźną domieszką reggae'owego transu. Daleki od schematycznego z tamtych czasów "jabol punka". Zresztą zarówno Ga Ga, jak i wcześniej Zielone Żabki zawsze były nieco inne. Punk not dead!

 

6. DUBSKA - Ulicami

Nie będę ukrywał, że trochę bałem się tej płyty. Kilka tygodni przed premierą kolejnego już albumu Dubska dostałem  do odsłuchania jeden z utworów. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć. Słowo "inne" chyba nie dość wystarczająco oddaje to, co miałem okazję usłyszeć. Michał (manger) uspokajał mnie wówczas, mówiąc, że to najbardziej pokręcony utwór z tej płyty. Kiedy jednak pierwszy raz przesłuchałem "Ulicami", to okazało się, że tych pokręceń jest znacznie więcej, żeby nie powiedzieć, że dominują. Dubska zawsze urzekała mnie swoją prostotą, taką nieco dziecięcą ufnością, szczerością i może też naiwnością (w pozytywnym sensie). To czyniło ten zespół niezwykle urokliwym i oryginalnym. Bałem się, że teraz grupa może to zatracić. I w znacznym stopniu straciła. Chłopaki postawili na szali swoje dotychczasowe dokonania i odważnie poeksperymentowali. Nie bali się wyjść poza reggae'ową sztampę. Czy jest to eksperyment udany? Mnie album może nie rzucił na kolana, ale podoba mi się. Przede wszystkim jest bardziej taneczny, niż bujający. Jest kilka bardzo fajnych i zaskakujących rozwiązań aranżacyjnych, ale dla równowagi znajdą się też momenty, gdzie mam wrażenie, że trochę przekombinowali. Ogólnie płyta na duży plus, choć liczę, że Dubska jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Tratuję tą płytę, jak swego rodzaju "etap pośredni". No i fajnie, że Muszka wrócił :)

 

5. BAiKA - RK+

Witajcie w naszej bajce.... w sumie to w bajce Katarzyny Sondej - Kafi i Piotra Banacha. Spotkanie z tym duetem, to właśnie trochę jak podróż w krainę baśni i bajek.  Kto choć raz był na ich koncercie, ten doskonale wie, co mam na myśli. BAiKA nijak ma się do tego co wcześniej robił Piotr Banach, ale jest też totalnie odrealnionym projektem w rodzimym showbiznesie. Tu nie chodzi o jakieś ściganie się, rankingi notowań, listy przebojów. Jak śpiewał swego czasu nieżyjący już krakowski raper Bolec - bo chodzi o to, żeby było miło. Tak właśnie ja odbieram BAiKĘ. Koncert Kafi i Banacha, to jak przebywanie w innym świecie. Tak jakbym znowu był małym dzieckiem, a moja babcia czytała mi na dobranoc. Lekkie i melodyjne kompozycje, z typowym dla Piotra moralitetem w tekstach. Oszczędne instrumentarium i ciepły - choć jak trzeba to i zadziorny - głos Kafi. No i ta urokliwa scenografia. Bardzo to fajne, ale nie będę zdradzał szczegółów.  Wybierzcie się na koncert i sprawdźcie sami. A skoro już o tym mowa, to prezentowana płyta jest właśnie zapisem jednego z występów, który odbył się  w Radiu Koszalin (RK), a ten "plusik" to bonusy w postaci 3 utworów w wersji studyjnej. Album dopiero na piątej pozycji, bo choć Banachowi nie spieszy się nagrywania płyty, to ja jednak czekam na wersję studyjną. Dlaczego? Bo tak!

 

4. NOWE SYTUACJE - Jarocin live 2015

Zapis koncertu, który odbył podczas Jarocin Festiwal 2015, kiedy projekt Nowe Sytuacje w całości powtórzył legendarny już koncert Republiki z roku 1985. Tym razem jednak nikt nie rzucał w zespół pomidorami, woreczkami z mlekiem czy piaskiem. Było magicznie. Od początku do wzruszającego finału w postaci utworu "Śmierć na pięć". Na froncie sceny tylko mikrofon rozświetlony fronterem. Pozostali muzycy w półmroku. No i głos Grześka.... Duch Ciechowskiego unosił się wtedy nad Jarocinem, a miasto miało kolor biało-czarny. Nie ma to tamto, były ciary... Są tacy atyści, z twórczością których ciężko się mierzyć. Przede wszystkim ze względu na emocje. Bończyk, Szymankiewicz, Tymański - mistrzowskie wokale i klimat!!! A Budyń to w ogóle na prezydenta!

 

3. HEY - Błysk

Ci, którzy mnie znają, wiedzą że zarówno w przypadku Banacha, jaki i Hey, do specjalnie krytycznych - delikatnie mówiąc - nie należę ;) A jednak "Błysk" nie wszedł mi gładko, tak po pierwszym przesłuchaniu. Z koncertu przedpremierowego wróciłem lekko zmieszany i nie bardzo wiedziałem co mam powiedzieć znajomym, którzy na ów koncert nie pojechali, a strasznie byli ciekawi recenzji. Musieli zadowolić się zdawkowym "yyy", "nooo", "hmmmm", "no nie wiem co mam powiedzieć"... ;) W końcu jednak album załapał i na stałe zagościł w moim odtwarzaczu w samochodzie. Piosenki z "Błysku" towarzyszyły mi w czasie podróży na wszystkie koncerty eliminacyjne Jarocin Antyfest Antyradia i przejechały ze mną Polskę wzdłuż i wszerz. Jaki jest zatem "Błysk"? Przede wszystkim prosty, nie tak przekombinowany jak "Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan". To chyba najkrótszy pełnowymiarowy album Katarzyny Nosowskiej i spółki - trwa niespełna 35 minut. Jest więcej gitar niż na ostatnich dwóch i choć elektronika pozostała. nie dominuje już tak jak wcześniej. Jest też kilka naprawdę dobrych piosenek z kompozycją tytułową na czele. Ale żeby nie był tak słodko, to jest jeden utwór - "Szum", który mnie drażni i omijam, go za każdym razem , gdy sięgam po ten album.  "Błysk" to nie jest przełomowe wydawnictwo w dyskografii Hey. Jest płytą dobrą. I co jeszcze? Nadal czekam na bardziej gitarową odsłonę Hey. Chyba jest już blisko.... więc prędko, prędzej...

 

2. FISZ EMADE TWORZYWO - Drony

"Drony" to drugi obok nowej płyty Hey  wspomniany przeze mnie na wstępie wyjątek płyt, które znajdują się w większości podsumowań prezentujących najlepsze polskie albumy minionego roku. Bracia Waglewscy są tym w muzyce, czym jest  Maciej Stuhr w filmie. Zarówno jedni, jak i drudzy, nie muszą piąć się do sławy po plecach sławnych ojców. Są klasą sami w sobie. Fisz i Emade zaczynali od hip hopu, bardzo szybko jednak zaczęli wykraczać poza jego ramy i z płyty na płytę eksplorować coraz to nowsze i zaskakujące rejony muzyczne. Na "Dronach" Fisz niemalże śpiewa. Wprawdzie zdecydowanie bliżej mu do Pablopavo, niżeli wokalnych umiejętności Dawida Podsiadło ;) Nie zmienia to faktu, że to album bardzo piosenkowy, przebojowy oraz.... taneczny. To już trzecia taneczna płyta w tym zestawieniu. Przypadek?  Tego jeszcze nie potrafię stwierdzić, ale jakoś niebezpiecznie mało rocka w tegorocznym podsumowaniu.... Wracając jednak do najnowszego dzieła Tworzywa, to nie sposób  pominąć tekstów. Rewelacja!!! Chylę czoła i trochę zazdroszczę ;) Już za czasów "Polepionych dźwięków" byłem pod wrażeniem tego, co pisze Bartek Waglewski. Mistrzostwem był potem "Wielki ciężki słoń". Ale Fisz jak wino - im starszy tym lepszy. Polski poeta piosenki bez dwóch zdań. Podobnie zresztą jak przywołany już wcześniej Pablopavo. A to jeden rocznik. Dokładnie ten sam, co niżej podpisany ;) Tysiącdziewięćsetsiedemdziesiątyósmy najlepszy!!!

 

1. THE PRIMES - The Primes

Laides and Gentelmas the winner is.... I to chyba największa niespodzianka, również dla mnie. Robiąc selekcję płyt, żeby wybrać z nich (tylko!) dziesiątkę, nie zastanawiałem się jeszcze nad ich kolejnością. Kiedy jednak zacząłem już ją układać, dość nieoczekiwanie na szczyt wskoczył debiutancki album formacji The Primes. To najmniej znana grupa z całego grona. Kuba Leciej działa w środowisku od lat, Mademoiselle Carmel ma za sobą bardzo udany występ na ostatnim Przystanku Woodstock, The Bartenders gościli na regga'owym festiwalu w Hiszpanii, Piotr Banach, Republika, Hey, Dubska, Ga Ga Zielone Żabki, Fisz Emade to już uznane marki. A The Primes? Byli finalistami Jarocin Antyfest Antyradia, ale wyjechali ze stolicy polskiego rocka beż żadnej nagrody. W dodatku ich płyta zawiera zaledwie 7 utworów. Nie niej jednak to ta formacja zaintrygowała mnie w tym roku najbardziej. Mają świetne kompozycje - i nie szkodzi że po angielsku - ale doskonale myślę pasujące do radia. Widzę w nich ogromny potencjał i upatruje nadzieje na przyszłość. Czego sobie, zespołowi i słuchaczom życzę.  Ja już jestem fanem!

 

 

Taki był mój muzyczny rok 2016, ale już z niecierpliwieniem oczekuję nowych wydawnictw w 2017 roku. Swoje płyty zapowiada m.in. Daria Zawiałow, Gutek (pierwszy solowy album), Chilli Crew, Cała Góra Barwinków, Pablopavo i Ludziki czy Paula & Karol. Chciałbym też posłuchać premierowe materiały Citylights czy I-Grades. Te ostatnie znane są szerzej jako chórek towarzyszący Mesajah. I temu artyście chciałbym przyznać wyróżnienie. A dlaczego? Bo to fajnie zrobione reggae i świetnie się sprawdza na koncertach, a ostatni koncert jaki widziałem w minionym roku, to był właśnie MESAJAH. A poza tym dobrze się słucha w samochodzie :) Więcej się nie tłumaczę i robię sobie wolne ;) A Wam jakie płyty najbardziej przypadły do gustu?

 Tomek Jankowski

Tomek Jankowski, 03.01.2017 18:05
0,

738


Komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.

Dodaj komentarz