Uwaga! Ta strona używa plików cookies (tzw. ciasteczka), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej

O konieczności pomocy potrzebującym psiakom postanowiliśmy porozmawiać z panią Joanną Staniek - zawodowo nauczycielką języka angielskiego, a prywatnie miłośniczką zwierząt.  To właśnie wielka miłość do zwierząt sprawiła, że od sześciu lat aktywnie zajmuje się pomocą niechcianym psom w gminie Koźmin Wielkopolski.

GIG-ant: Co panią skłoniło do wolontariatu?
J.S.: Pies, który zamieszkał na koźmińskim osiedlu pod śmietnikiem; miał na imię Otis. Nie mogłam w nocy spać myśląc, że on śpi na zimnie pod moim oknem. Zadzwoniłam do schroniska, zawiozłam Otiska i tak już... zostałam. Byłam w schronisku co tydzień, a czasem i częściej. Teraz ze względu na większą ilość obowiązków i to, że w gminie Koźmin mamy miejsce dla tymczasowego pobytu psów, pomagam tutaj.

GIG-ant: Jakie są obowiązki osób, które zdecydowały się na bycie wolontariuszem w przytulisku?
J.S.: Przede wszystkim to wyprowadzanie psów na spacer, ale czasem też mycie misek, sprzątanie boksów, wizyty z psami u weterynarza; zdarza się też transport psa do nowego domu czy kliniki, ogłaszanie psiaków na portalach ogłoszeniowych i FB. Można też dać psu dom tymczasowy w oczekiwaniu na dom stały. Wszystko zależy od wieku i możliwości wolontariusza, ale każda pomoc się liczy.

GIG-ant: Jak wygląda pani praca na rzecz przytuliska?
J.S.: Robię to wszystko, co powyżej, ale ze względu na to, że jestem też Inspektorem TOZ zdarzają się interwencje odnośnie niewłaściwego zajmowania się zwierzętami, czasem trzeba też napisać oficjalne pismo czy być w kontakcie z urzędem gminy i policją.

GIG-ant: Od kiedy pani zajmuje się pomaganiem zwierzętom w ogóle, a od kiedy w bardziej formalny sposób?
J.S.: W ogóle to od czasów gimnazjum. Jeździliśmy wtedy do schroniska w Krotoszynie. Przede wszystkim sprzątać, myć miski, zabierać psy na spacer. Oficjalnie jestem członkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami od 2011 roku, a od 2015 roku jestem Inspektorem TOZ.

GIG-ant: Czy daje to pani radość i satysfakcję?
J.S.: Świadomość, że istnieją cudowne domy dla psiaków (z którymi jestem w ciągłym kontakcie) - to najlepsza nagroda za tą pracę. Czasem też ogromne metamorfozy psów zaniedbanych, które ''rozkwitają,, w nowych domach. Z drugiej strony można też poznać wielu fajnych, wartościowych ludzi, którzy są tak samo zakręceni. A pomagamy sobie też często w sprawach prywatnych, niezwiązanych ze zwierzętami.

                     13510948_1015379545243227_683426767675247043_n

GIG-ant: Ile czasu wymaga praca w przytulisku? Czy jest bardzo trudna, wymagająca?
J.S.: Obecnie jestem w przytulisku raz w tygodniu (chciałoby się chociaż co drugi dzień, ale niestety). Choć czasem zdarza się też pilna wizyta u weterynarza, wydawanie psów do nowych domów. Jeśli jeździłam sama do psiaków, zajmowało mi to średnio trzy godziny - wyprowadzenie, posprzątanie, nakarmienie. Spacery są bardzo ważne, bo nie da się ukryć, że psiaki kolejny tydzień siedzą w kojcu. Praca nie jest trudna ani wymagająca, chyba każdy z nas potrafi zamiatać czy zmywać i każdy z nas chodzi na spacery. Takie ''niezwykłe,, umiejętności są potrzebne...

GIG-ant: Czy trudno jest zdobyć zaufanie psa?
J.S.: Nie zapeszając, nie mieliśmy w Koźminie żadnego skrajnego przypadku psa, który byłby gryzący, agresywny i nieufny. Czasem są wątpliwości przed wejściem do dużego czy przestraszonego psa lub łapiąc takiego na ulicy. Rok temu łapaliśmy Rudla w szczerym polu; warczał, był wykończony, nie dał sobie założyć obroży. Udało mi się zarzucić pętle na jego głowę, po czym warknął i grzecznie poszedł ze mną do samochodu. Po paru tygodniach był już cudownym przytulasem. Musieliśmy go złapać, bo ponad miesiąc błąkał się zimą po polach. Trzeba być stanowczym, ale nie gwałtownym. Wydaje mi się, że psy są bardzo ufne, nawet pomimo wielkiej krzywdy, jaką człowiek potrafi im wyrządzić. Czasem potrzeba na to czasu, ale trzeba tylko chcieć. Obecnie mam na tymczasie (dom tymczasowy) psa, który nie wychodził z budy przez pół roku, a ja przez te pół roku co tydzień siedziałam w małej klatce próbując przekonać go do wyjścia z budy. W końcu się udało, jest gotowy do adopcji.

GIG-ant: Czy myśli pani, że każdy może zostać wolontariuszem?
J.S.: Oczywiście. Mamy wolontariuszy niepełnoletnich, pełnoletnich, ale też seniorów, którzy bardzo nam pomagają. Są różne formy pomocy, nie trzeba wkładać w to środków finansowych, trzeba dać siebie i poświęcić kilka godzin w tygodniu. To naprawdę niewiele, a w zamian możemy świetnie spędzić czas na świeżym powietrzu z najlepszymi i najszczerszymi przyjaciółmi. No i mieć satysfakcję z tego, że zrobiło się coś dobrego.

GIG-ant: Czy wiele jest osób, które chcą się angażować w taki rodzaj pomocy?
J.S.: Niestety nie. Potrzebujemy fizycznej pomocy, rąk do pracy, trochę zaangażowania i dania od siebie kilku godzin tygodniowo. Kiedy latem potrzebowaliśmy pełnoletniego wolontariusza na trzy miesiące, zgłosiła się jedynie dziewczyna z Jutrosina, która nadal dojeżdża do nas raz w tygodniu 30 km. Żeby psy mogły wychodzić częściej, żeby na bieżąco miały posprzątane i były pod kontrolą w razie choroby, chcieliśmy zrobić dyżury chociaż co dwa dni. Niestety, jest nas za mało. Taki wolontariusz musi być pełnoletni, bo sam będzie wchodził do kojców i sam będzie na terenie punktu przetrzymań psów, ale też musi potrafić psy okiełznać, bo zdarzają się  i  ucieczki. Psiaki są naprawdę sprytne.

GIG-ant: Jak można zachęcić ludzi do angażowania się w pomoc zwierzętom?
J.S.: Chyba najlepiej, jak ktoś sam trafi na zwierzę potrzebujące pomocy. Wtedy dopiero widać, że to nie tak prosto. Może faktycznie sami za mało to promujemy, ale pomoc psom jest na pierwszym miejscu i nie starcza już czasu na poszukiwanie kandydatów do pracy. Choć dajemy informacje na naszym FB.

Kacper Burdziąg, 22.03.2017 10:23
0,

449


Komentarze:

Jeszcze nikt nie skomentował tego wpisu.

Dodaj komentarz